Prowadząca odwadnianie na tym terenie Spółka Wodna "Niecka Bytomska" jest postawiona w stan likwidacji i nie ma środków na działalność, a miasto nie potrafi rozwiązać problemu. Tymczasem podczas każdej dużej ulewy zalane mogą zostać także kolejne dzielnice miasta.
Zadłużenie spółki powstało w czasach przemian ustrojowych, jednak jej byłe już władze zapewniają, że w ostatnich latach wychodziła na prostą.
- Dzięki środkom ze Spółki Restrukturyzacji Kopalń i Kompanii Węglowej na usuwanie szkód górniczych byliśmy w stanie prowadzić działalność i spłacać zadłużenie. Jednak w listopadzie SRK podpisała ugodę z miastem, na mocy której to miasto występuje w roli poszkodowanego szkodami górniczymi i to ono dysponuje środkami z otrzymanej na odwadnianie dotacji. Gmina miała wyłonić wykonawcę odwadniania. Ale na dzisiaj żadnego innego wykonawcy niż spółka wodna nie ma - mówi Jerzy Muskała, były prezes "Niecki Bytomskiej".
Wykonawcę miasto może wyłonić jednak tylko na podstawie przetargu. Nie mogą w nich brać udziału podmioty zadłużone wobec skarbu państwa, a takim od lat jest Spółka Wodna.
- SKR nie płaci nam już od marca. Nie zależy nam na tym, żeby miasto nas ratowało, tylko, żeby otrzymać pieniądze za wykonywaną i wykonaną do tej pory pracę - mówi Muskała.
Władze miasta nie rozważają jednak możliwości utrzymania spółki, mimo iż w okresie powodziowym, kiedy jej działalność była niezbędna, zapewniano, że znajdzie się sposób na przekazanie środków.
- Gdyby spółka nie doprowadziła do zadłużenia na wiele milionów, to w ogóle problemu by nie było. Nie jest teraz rolą gminy ratowanie firmy, która sama sobie jest winna. Boleję nad tym, że niekiedy cierpią na tym mieszkańcy - tłumaczy prezydent Bytomia, Piotr Koj. - Trwają prace nad tym, aby problem usuwania wód z zalewisk powstałych wskutek szkód górniczych został rozwiązany - dodaje.
W tej chwili nie ma jednak planu, co zrobić gdyby nagle przepompownie spółki przestały pracować. Czym to grozi, przekonali się działkowicze z ROD "Zacisze", których ogródki od dwóch miesięcy stoją w wodzie - podczas ulew zalana została jedna z przepompowni i do tej pory nie została uruchomiona.
- Wydział Ekologii mówi, że to Spółka Wodna odpowiada za odpompowanie wody - mówi Krystian Cichoń, prezes "Zacisza". - Po naszych prośbach o udostępnienie koparki dopiero radny Mariusz Wołosz udostępnił ją Spółce Wodnej, która nie miała pieniędzy na wynajęcie. Koparka przysłana wcześniej przez miasto praktycznie nic nie zrobiła - dodaje.
W tej chwili trwają prace nad usunięciem awarii.
- Dopiero po kilku dniach od rozpoczęcia prac miasto przysłało do pomocy prywatną firmę, która użyczyła nam sprzętu. Znaleźliśmy uszkodzenie i będziemy próbować je naprawić. Sytuacja w każdej chwili może jednak ulec pogorszeniu, bo grozi nam odcięcie prądu przez dostawcę z powodu zaległości - twierdzi Muskała. - Jeśli ta sytuacja nie zostanie szybko rozwiązana, a przyjdą ulewy, zalane mogą zostać nie tylko ogródki. Już podczas ostatniej sytuacji powodziowej groziło nam odcięcie prądu przez Vatenfall, co skutkowałoby zalaniem wielu terenów. Bytom może stać się Wenecją północy i wcale nie uważam, że to nierealne - dodaje.
Co na to urzędnicy magistratu? Zachowują spokój. Likwidator spółki otrzymał polecenie kontynuowania prac, choć nikt nie wskazuje, skąd mają pochodzić na to środki.
Strefa Biznesu: Inflacja będzie rosnąć, nawet do 6 proc.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?