Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mieszkańcy ul. Rajskiej nie mogą pogodzić się ze śmiercią Pawełka

Katarzyna Nylec
Koniec śledztwa w sprawie śmierci przy ul. Rajskiej. Barak był niewłaściwie podłączony do prądu. Mieszkańcy okolicy nie zgadzają się z prokuraturą

Dobiegło końca śledztwo w sprawie tragicznej śmierci 7-letniego Pawełka, który został porażony prądem przy ul. Rajskiej.
Do nieszczęśliwego wypadku doszło w sierpniu zeszłego roku, gdy chłopca śmiertelnie poraził prąd z ogrodzenia otaczającego kontener i skład materiałów budowlanych. Należały one do firmy Rembud, która docieplała kamienicę przy Rajskiej. Nieopodal znajdowała się piaskownica.

Prokuratura nie postawiła zarzutu nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka. - Śledztwo nie dostarczyło nam bowiem dostatecznych dowodów, by móc sformułować taki zarzut - informuje Artur Ott, prokurator rejonowy w Bytomiu.

Wiadomo jednak, że teren budowy był nieprawidłowo zabezpieczony, nie było nadzoru nad podłączeniem baraku i inyych urządzeń do sieci elektrycznej. Taki zarzut prokuratura postawiła, za co grozi do trzech lat pozbawienia wolności.

Do tragicznego wypadku doszło na jednym z podwórek przy ulicy Rajskiej w centrum Bytomia. Jedno z grających w piłkę w pobliżu odgrodzonego kratą kontenera zostało śmiertelnie porażone prądem. Już wtedy policja przypuszczała, że jeden z kabli doprowadzających prąd do kontenera był źle izolowany i ogrodzenie znalazło się pod napięciem. 7-letni Pawełek został porażony, kiedy poszedł po piłkę, która wpadła na trawnik w pobliżu placu remontu. - Przybiegłem kiedy usłyszałem karetkę pogotowia. Zaraz po porażeniu chłopca reanimował ojciec. Kiedy przyjechali sanitariusze pomagałem przy reanimacji. Trwała ponad godzinę. Chłopiec był już jednak siny i lekarze zaprzestali prób - mówił wtedy Janusz Czarnik, mieszkaniec pobliskiej kamienicy.

Okoliczni mieszkańcy już wtedy przyznali w rozmowie z naszym reporterem, że ostrzegali dzieci, by nie zbliżały się do miejsca budowy. Sam teren, gdzie prowadzone były prace remontowe znajdował się nieopodal piaskownicy obleganej przez najmłodszych. - Nam też trudno jest omijać rusztowania i ogrodzenia - twierdzili zgodnie.

Mieszkańcy Rajskiej uważają, że już dzień przed tragedią jeden z robotników został tu niegroźnie porażony prądem. - Jednego z robotników poszarpało i krzyknął: Kur..., tu jest prąd! - Już wtedy powinni byli coś z tym zrobić. Tutaj bawi się codziennie wiele dzieci. Mogło dojść do większej tragedii. Teraz wszyscy boją się wypuszczać dzieci na plac - przyznają mieszkańcy bloku przy ul. Rajskiej.

Po niemal roku od dramatycznych wydarzeń Czytelnicy wciąż nie mogą zapomnieć o śmierci chłopca. Liczyli, że winni doczekają się kary. - Zostawiam to bez komentarza,bo brak mi słów - oceniają konkluzję prokuratury Czytelnicy na stronie www.bytom.naszemiasto.pl

Nadziei na sprawiedliwy wyrok nie mają też znajomi rodziców ofiary. - Mama chłopczyka nie dostała nawet złamanego grosza, nikt nie przeprosił. Podłączyli do prądu miejsce, gdzie przechowywali styropian, żeby przypadkiem nikt nie ukradł materiałów pod osłoną nocy. Szkoda, że nikt nie pomyślał o dzieciach, które się bawiły zaledwie kilka metrów od tego miejsca - uważa bytomianka.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto