MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jaka była kampania referendalna w Bytomiu?

Magdalena Nowacka-Goik
Niedziela zapowiada się w Bytomiu gorąco. I bynajmniej nie z powodu mistrzostw i rozgrywek piłkarskich. W niedzielę bytomianie głosują w referendum, dotyczącym odwołania ze stanowiska prezydenta Piotra Koja oraz Rady Miejskiej. Zagłosują, albo i nie. Do tego, aby nie szli głosować, nawołuje Piotr Koj. A co sądzą o tym sami mieszkańcy? Zapytaliśmy znanych w mieście społeczników.

- Nie jestem czarodziejem - zastrzega Piotr Smętek, amerykanista, współzałożyciel Grupy Inicjatywnej Lokatorów przy Bytomskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. - Jako zwolennik społeczeństwa obywatelskiego uważam za nieporozumienie nawoływanie do tego, aby nie iść na głosowanie. Ja zachęcam, żeby jednak pójść. Nie dlatego, żeby głosować za odwołaniem prezydenta czy radnych. Ale dlatego, żeby skorzystać z tego wyboru.
Dlaczego prezydentowi czy radnym bardziej jest na rękę, aby mieszkańcy nie poszli do lokali wyborczych? Bo tak naprawdę kluczową rolę odgrywa w referendum frekwencja. Nawet jeśli spora większość opowie się za odwołaniem władz, a nie będzie wymaganej w tym przypadku przepisami odpowiedniej liczby głosów, to referendum nie zostanie uznane za ważne. I nie będzie zmian we władzach.
Tymczasem cały czas trwa kampania. Chociaż do tej pory widać ją było głównie w ogłoszeniach na łamach lokalnej prasy. Kilkanaście dni temu pojawiły się billboardy. Zgodnie zresztą z wcześniejszymi zapewnieniami inicjatorów referendum, którzy mówili, że kampanię poprowadzą dopiero dwa tygodnie przed terminem. Z jednej strony widzimy więc w mieście billboardy ze zdjęciami zniszczonych budynków (to te pokazuje Inicjatywa Referendalna), z drugiej ze zdjęciami zadowolonych bytomian i tymi miejscami, którymi Bytom może się pochwalić. Od kilku dni na słupach wiszą też plakaty, namawiające do głosowania w referendum. Na Dworcowej rozdawana jest gazetka referendalna. - Jeszcze się zastanawiamy, być może w ostatniej chwili otworzymy naszą "białą księgę" - mówi tajemniczo Janusz Wójcicki. Zdaniem Dawida Grabowskiego, szefa oddziału bytomskiego RAŚ, kampania inicjatorów referendum pojawiła się trochę za późno.
- Kolega mówił mi, że rozmawiał ostatnio z dwojgiem swoich znajomych z Bytomia, a oni wcale nie wiedzieli, że szykujemy się do referendum - mówi.- Wcześniejsze akcje różnych partii, głównie poprzez reklamy prasowe, odbieram nie tyle jako głos w referendum, ale działanie czysto populistyczne. Dlatego jako RAŚ w Bytomiu nie opowiedzieliśmy się za żadną ze stron. Kampania prezydencka była całkiem dobra, skupiająca się na pokazaniu pozytywnego wizerunku miasta. Zgrzytem jest końcówka, czyli namawianie do bojkotu referendum. To nie jest najtrafniejsze posunięcie - mówi. Na swoim blogu w dowcipny sposób sugeruje, że w sondażu przedreferendalnym wygrywa... Euro. - Czy mecze wpłyną na obniżoną frekwencję? Być może, w jakimś stopniu. Ale myślę, że bardziej chodzi o to, że teraz większość emocjonuje się tym całym wydarzeniem i inne emocje bledną. Kiedy świeża była sprawa reorganizacji szkół, wtedy wiele osób na pewno wzięłoby udział- przypuszcza Grabowski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Mateusz Morawiecki przed komisją śledczą

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto