MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pamięć o bunkrach

MONIKA PACUKIEWICZ
Jan Wiśniowski. Fot. Rafał Jakoktochce
Jan Wiśniowski. Fot. Rafał Jakoktochce
Przez prawie trzy lata służył w jednostce wojskowej 2004. Na Pomorzu Zachodnim pracował w tzw. batalionach budowlanych. W Barbórkę pan jan skończył 73 lata. Wraz z rodziną mieszka w Nakle Śląskim.

Przez prawie trzy lata służył w jednostce wojskowej 2004. Na Pomorzu Zachodnim pracował w tzw. batalionach budowlanych. W Barbórkę pan jan skończył 73 lata. Wraz z rodziną mieszka w Nakle Śląskim. W kuchni hoduje śpiewające kanarki.

- Było nas 800 chłopa. Wszystko ze Śląska. Myśmy byli przeznaczeni do budowania bunkrów nad morzem. Tłumaczyli nam, że wrogów nie wystraszymy gołąbkiem pokoju - mówi.

Przez chwilę zastanawia się, czy może mówić o bunkrach, czy wciąż objęte jest to tajemnicą wojskową. Przez tę tajemnicę o swoich przeżyciach bardzo długo nie opowiadał najbliższym. Mówi, że koledzy domyślali się, bo sami przeżyli podobne historie. Matce nigdy nie powiedział, że pracował jak niewolnik. Że gryzły go pchły. Wstydził się.

W lutym 1950 roku dostał powołanie do wojska.
- Kazali nam zabrać jedzenie na trzy dni i z Gliwic z dworca towarowego zawieźli nas do Kołobrzegu.

Służył dwa lata i dziewięć miesięcy w II kompanii strzeleckiej. Razem z nim 200 mężczyzn, z roczników 1927 i 1928.

- Starsi mieli za sobą służbę w niemieckim wojsku, niektórzy na wojnie byli ranni. Dużo było takich, co mieli rodzinę w za granicą. Wszyscy byliśmy "politycznie niepewni", bo ze Śląska, a ojcowie pracowali na kopalniach.

Dlatego obniżano im i tak skąpe racje żywnościowe.
- Za pracę dostawaliśmy 6 złotych miesięcznie. Z tego człowiek musiał być ogolony, mundur mieć wyczyszczony, buty czyste. Papierosów nie dostawaliśmy przez dwa lata. Raz na śniadanie dostaliśmy śmierdzącą kiełbasę. Nikt jej nie jadł. Ale potem oficerowie na wyrywki pytali, czemuście tej kiełbasy nie jedli? A normy były wysokie. Kompleksy bunkrów budowaliśmy w dwóch miejcowościach. Każdy składał się z czterech bunkrów, jednego bunkru - elektrowni i wieży obserwacyjnej. To była robota jak za króla Ćwieczka. Czasem materiał wciągaliśmy w wiadrze na wysokość 16 metrów.

- Przedtem jeszcze musieliśmy rozebrać i postawić na nowo niemieckie baraki, w których spaliśmy. Raz, na przełomie października i listopada, trzy dni betonowaliśmy bunkier. Wtedy oficerowie pilnowali nas jak niewolników. Przychodziliśmy do baraku, zdejmowaliśmy mokre ubranie, kładliśmy je na podłogę i takie same mokre ubieraliśmy następnego dnia.

Pierwszy urlop, cztery wolne dni, dostał po 14 miesiącach pobytu w wojsku. Gdy, po wybuchu wojny w Korei, przedłużono im służbę o rok, pierwszy raz dostali papierosy, po 10 dziennie, i dwa tygodnie urlopu. Pamięta, że wtedy dwóch z jego kolegów "zbzikowało".

Służył razem z chłopakami z Tarnowskich Gór, Zabrza, Lublińca, Bytomia, Chorzowa, Katowic...Już coraz rzadziej ich spotyka.

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom - fałszywe strony lotniska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto