Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Wężyk: Moje odwołanie, to decyzja polityczna

Paweł Szałankiewicz
Rozmowa z Andrzejem Wężykiem, byłym przewodniczącym rady miasta w Bytomiu, którego odwołano w czwartek.

Jak pan ocenia odwołanie ze stanowiska przewodniczącego rady miasta. To bardziej polityczna decyzja czy faktycznie brak zaufania?
Tutaj wielokrotnie było podkreślane, że to jest jednak gra polityczna, a stwierdzenie że utraciło się zaufanie wpisuje się w każdą uchwałę personalną, jeżeli się chce kogoś odwołać bez konkretnych powodów. To jest taki standardowy zwrot, gdzie mówi się „utrata zaufania” i pod to można podpisać wszystko, stąd tutaj była nawet deklaracja właściwie wszystkich obozów opozycyjnych, że taka jest polityka w związku z tym, że większość w radzie jest taka, jaka jest, stąd wskazane są zmiany.

Jak się pan z tym czuje?

Muszę powiedzieć, że czuję się całkiem dobrze, bo ja cały czas czuję się przede wszystkim radnym miasta Bytomia, cały czas wsłuchuję się w głosy mieszkańców miasta, pilnie śledzę wszystkie uchwały rady miejskiej. Zawsze, gdy podejmuję decyzję, to robię to zgodnie ze swoim sumieniem i tym, co usłyszę od mieszkańców. Zdaję sobie sprawę, że nic w życiu nie jest dane raz na zawsze. Radnym, przewodniczącym, dyrektorem, prezesem, prezydentem się bywa.

30 miesięcy, jak pan ocenia ten okres. Może pan sobie coś zarzucić?
Trudno mówić o sobie, bo oczywiście każdy będzie mówił o sobie jak najlepiej, chociaż szacunek dla tych osób, które potrafią same siebie skrytykować. Umówimy, się, nikt nie jest nieomylny. To nie jest tak, że robimy tylko same fajne i dobre rzeczy. Zdarzają nam się potknięcia bo jesteśmy tylko ludźmi. Gdyby mówić o tych 30 miesiącach powiem, że zapisuję sobie ten czas, jako taki, który nie był stracony. To był czas, w którym dałem z siebie wszystko. Ja nawet fizycznie odczuwam to tak, że przez ten okres straciłem więcej energii, niż przez poprzednie 8,5 roku. Zresztą tutaj na tej sali padło, że co do merytoryki, prowadzenia, zaangażowania, nikt nie ma żadnych uwag. Cieszę się, że takie stwierdzenia padły, bo to mi daje taką nadzieję, że jeszcze mogę coś z siebie dać i to tez deklaruję, bo w dalszym ciągu jestem radnym Bytomia, swoich wyborców, i zrobię wszystko, by z mojej działalności byli zadowoleni, bo to przecież jest służba – tak to traktuję.

Jak ta decyzja może wpłynąć na funkcjonowanie samej rady miasta. Opozycja wsadzi swojego przewodniczącego i będzie przepychać swoje uchwały? To usprawni, zaburzy funkcjonowanie rady?
Powiem, że rola przewodniczącego rady została bardzo mocno ograniczona. Po zmianach ustawowych dzisiaj jego rola ogranicza się do artykułów 26 i 27 i jego uprawnienia są naprawdę niewielkie. Ograniczają się dokładnie do dziesięciu punktów. Tak na dobrą sprawę głównym zadaniem przewodniczącego jest prowadzenie sesji zgodnie z przepisami, czyli zgodnie z ustawą o samorządzie i statutem miasta, sesji rady miejskiej. Stąd oddziaływanie jakiekolwiek na prezydenta czy na jego pomysły uchwał jest znikome, ponieważ przewodniczący jest też radnym, stąd to jest tylko funkcja, właśnie do pełnienia takich technicznych spraw w radzie.

Rada miejska do tej pory funkcjonowała sprawnie?

Bardzo rzadko zdarza się tak, że w radzie są radni, którzy mają jednakowe zdanie na różne tematy czy projekty uchwał. To jest po prostu niemożliwe. Nawet chyba właśnie chodzi o to, żeby się różnić, po to żeby wszystkie warianty przećwiczyć na sesjach, na komisjach i wybrać jak najlepsze rozwiązanie. Stąd myślę, że na sesjach nic nadzwyczajnego się nie działo. Starałem się prowadzić sesje zgodnie z przepisami i statutem, i nigdy nie zarzucono mi, że foruję którąś ze stron. Nigdy nie było moim zamysłem, ani tego nie stosowałem, by komuś ograniczać głos. Nikt nie może czuć się pokrzywdzony, a że są różnice zdań co do projektów, to one zawsze będą i dobrze, bo gdybyśmy wszyscy myśleli tak samo, to wróciłyby niechlubne czasy, a tego chyba nie chcemy.


Tu w Bytomiu na sesjach jest spora swoboda wypowiedzi. Wręcz można powiedzieć, że dyskusja trwa do momentu, aż faktycznie stronom zacznie brakować argumentów bądź wyczerpią temat. To nie jest wszędzie spotykana praktyka, zwłaszcza w kwestii dopuszczania do głosu samych mieszkańców.

Z jednej strony moglibyśmy się cieszyć, bo rzeczywiście ta swoboda wypowiedzi powinna być jednak nieograniczona. Zresztą w statucie zostały dokonane zmiany, bo rzeczywiście kiedyś można było mówić i mówić. Już za mojej bytności w radzie pewna kosmetyka została wprowadzona, po to by je trochę skrócić, ale w dalszym ciągu możemy podchodzić kilka razy i mówić na ten sam temat. Zresztą w katalogu wniosków formalnych, a ich jest sześc, jest możliwość ograniczenia listy mówców albo zakończenia dyskusji stąd, gdyby rzeczywiście okazało się, że wałkujemy temat w kółko, to jest taka możliwość zakończenia takiej dyskusji. W przypadku mieszkańców też jest zapisane, kiedy może on zabrać głos na sesji – po przegłosowaniu wniosku formalnego przez radnych o dopuszczeniu go do głosu, albo osoby z zewnątrz, bo tak też się zdarzało. Wtedy tego ograniczenia nie ma – może mówić tak długo, jak ma coś do powiedzenia, ponieważ byłoby nieelegancko ograniczać go czasem, a czasem są drażliwe tematy i trzeba temu poświęcić więcej uwagi.

Znam rady miasta, które mocno to ograniczają, a niektóre wręcz formalnie chcą, aby mieszkaniec wystąpił z prośbą o głos kilka dni przed sesją, a i tak nie zawsze jest on pozytywnie rozpatrzony. Bytomska rada sprawia więc wrażenie miejsca do dyskusji, tylko czy to faktycznie potem coś daje przy głosowaniu nad danym projektem, czy raczej zawsze obowiązuje klucz partyjny?
Reprezentuję stowarzyszenie i bardzo się cieszę, że nigdy nie mam dyscypliny. Głosuję tak jak dyktuje mi sumienie i tak, jak oczekują tego moi wyborcy. Nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. I rzeczywiście, dajemy ten głos wszystkim tym, którzy zostaną zgłoszeni, dla czystości sprawy. Wszystko ma być jawne, transparentne po to, żeby mieszkańcy mogli powiedzieć wszystko naszym radnym. I tak powinno być, nie powinno być ograniczeń. Ubolewam natomiast nad tym, że nie udało nam się wypracować takiego modelu, że na komisjach miejskich dyskutujemy na najważniejsze tematy i tam jest to miejsce, gdzie to powinno się odbywać. Tam każdy mieszkaniec też ma prawo wejść i zabrać głos. Po to te komisje są, by tam artykułować wszystkie rzeczy, które nam się podobają bądź nie i powinniśmy przychodzić przygotowani na sesje. Ubolewam właśnie też nad tym, że no niestety tak długo, jak tutaj jestem, zdarza się, że sesja trwa 12 godzin, co nie jest normalne. Uważam, że sesje powinny być maksymalnie skrócone, ale w tym sensie i wtedy to będzie możliwe, gdy na komisjach poświęcimy, żeby wszystkie wątki przedyskutować a potem tylko drobne rzeczy dopytać. Wtedy sesje trwałyby krócej.

Czyli w pewnym stopniu jest to wina radnych, którzy nie zawsze przychodzą przygotowani? Chyba że są wprowadzane uchwały w trybie nadzywczajnym.
Kiedy tak się działo, to robiłem przerwę, żeby przeczytać tą uchwałę i można było się do niej odnieść, bo niejednokrotnie bywało tak, że dosłownie tuż przed sesją przychodziły nowe uchwały, najczęściej dotyczące finansów, bo np. otrzymaliśmy dotację.

A sami radni przychodzą dobrze przygotowani?
Niektórzy radni przyznali się nawet, że trochę przespali pewien okres działalności w radzie, gdzie nie do końca przywiązywali wagę do projektów uchwał. Rozumiem to, że każdy ma też inny styl pracy. Jeden zerknie na projekt i już wie o co chodzi, a inny musi się w nią wgłębić, by odnieść się do niej szerzej. Odnoszę też wrażenie, że siła oddziaływania mediów jest duża i w związku z tym, że na naszych sesjach są telewizja, gazety i radio, stąd taki ciąg, parcie na szkło, by zaistnieć. Radni zadają wtedy to samo pytanie co na komisji. Pytanie po co? Jeżeli tam już zostały udzielone odpowiedzi. To też właśnie niestety wydłuża przebieg całej sesji.

Dyskusje tutaj bywały burzliwe, padały nawet mocne słowa. Ciężko było nad tym zapanować?Niejednokrotnie, jeszcze zanim byłem przewodniczącym, słyszałem z ust radnych niecenzuralne wypowiedzi. Według mnie to powinno prowadzić do tego, że taki radny powinien stracić mandat. Bo trzeba wiedzieć w którym miejscu się jest, kogo się reprezentuje i pewne standardy zachować. Ja nie jestem jednak od wychowywania, a jako przewodniczący miałem tylko określone instrumenty do działania – przywołać do porządku albo do rzeczy. To jest bardzo trudne by prowadzić i złapać w ryzach wszystkich uczestników sesji. Dlatego też następcy życzę wszystkiego najlepszego, bo to nie jest prosta sprawa. Od początku wiedziałem, że to jest dla mnie wielkie wyzwanie. Przez 30 miesięcy starałem się robić wszystko jak najlepiej. To, że zostałem odwołany, to tak jak zostało powiedziane na sesji, dzisiaj jest inna większość i to jest działanie polityczne.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto