Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Radosław Fogiel: Jestem raczej spokojny o przyszłość Zjednoczonej Prawicy

Aleksandra Kiełczykowska
Aleksandra Kiełczykowska
Radosław Fogiel: Jestem raczej spokojny o przyszłość Zjednoczonej Prawicy
Radosław Fogiel: Jestem raczej spokojny o przyszłość Zjednoczonej Prawicy fot. adam jankowski / polska press
- Przedterminowych wyborów nigdy wykluczyć nie można. Ale nie sądzę, żeby taka perspektywa w najbliższej przyszłości nam groziła - mówi Radosław Fogiel, rzecznik Prawa i Sprawiedliwości.

Nie martwią Pana spory i tarcia w Zjednoczonej Pawicy? Mówi się, że koalicja trzeszczy w szwach
Oczywiście zdarzają się wśród nas różnice zdań, ale określenie „trzeszczy w szwach” jest zdecydowanie na wyrost. To nie pierwszy raz, i wielokrotnie o tym mówiliśmy, kiedy w ramach Zjednoczonej Prawicy trafiają się nam różne opinie, ale właśnie jedną z wartości Zjednoczonej Prawicy jest to, że trwa wewnętrzny dialog. Zdaję sobie sprawę, że często jest to przez opozycję czy część mediów przedstawiane w sposób mający sugerować, że dzieje się coś poważnego, ale jestem raczej spokojny o przyszłość Zjednoczonej Prawicy. Dopóki wszyscy, którzy ją tworzą, deklarują wspólną wolę realizacji programu i pracy dla Polski, to nie ma się czego obawiać.

Też mówi się, że za buntem Adama Bielana i jego wystąpieniu przeciwko Jarosławowi Gowinowi stoi prezes Jarosław Kaczyński. Czy jest to prawda?
Prawo i Sprawiedliwość bywa obwiniane o różne rzeczy, również najbardziej absurdalne. I tak samo jest w tym wypadku: mówiliśmy o tym wiele razy, że to absolutna nieprawda. Prezes Jarosław Kaczyński ma wystarczająco dużo pracy jako wicepremier i jako prezes Prawa i Sprawiedliwości - nie wtrąca się w sprawy wewnętrzne innych partii. Koledzy w Porozumieniu toczą pewien spór formalno-statutowy i muszą go rozstrzygnąć we własnym zakresie. To jest kwestia samych członków Porozumienia. Mamy nadzieję, że stanie się to szybko, możliwie bezboleśnie, w duchu rozmowy i współpracy, ale nie wtrącamy się w to, nie stawiamy się w żaden sposób w roli arbitra.

Drugi koalicjant Prawa i Sprawiedliwości sprawia kłopoty. „Ziobryści” próbują blokować ustawę ratyfikującą ustalenia szczytu unijnego w sprawie budżetu. Premier zdymisjonował wiceministra Janusza Kowalskiego z Solidarnej Polski. Nie boi się Pan, że przed Zjednoczoną Prawicą stoi widmo przedterminowych wyborów?
Przedterminowych wyborów co do zasady nigdy wykluczyć nie można - to jeden z aksjomatów polityki. Ale mając to w pamięci, nie sądzę, żeby taka perspektywa w najbliższej przyszłości nam groziła. Mamy stabilny rząd i myślę, że nasi koalicjanci zdają sobie sprawę, że prawica zwycięża w wyborach, mając jeden cel i nie rozmieniając się na drobne, nie gubiąc się w personalnych animozjach czy w pościgach za realizacją osobistych ambicji. Solidarna Polska na własnym przykładzie przekonała się kiedyś, jak znacząco zmienia się sytuacja, kiedy idzie się do wyborów osobno, a kiedy startuje się z PiS-em ze wspólnych list. Wszyscy pamiętamy rozdrobnienie prawicy w latach 90. Nikt, komu leży na sercu przede wszystkim dobro kraju, bo nasze rządy - co w sposób obiektywny pokazują wskaźniki - są po prostu dobre dla Polski, ale również i polityczna rola prawicy nie będzie dążyć do powtórki tej sytuacji. To jest zatem raczej kwestia różnicy zdań, one się zdarzają. Wiele lat temu, podczas kampanii przed referendum akcesyjnym do Unii Europejskiej, stanowisko władz PiS-u wyrażone hasłem „Silna Polska w Europie” było jasno prounijne, ale frakcja skupiona wokół Marka Jurka, wówczas jednego z wiceprezesów PiS, namawiała, żeby głosować przeciwko naszemu wejściu do UE. Referendum się odbyło, do Unii weszliśmy, a pan marszałek Marek Jurek jeszcze długo był wiceprezesem Prawa i Sprawiedliwości, dopóki sam nie podjął decyzji o wyborze innej drogi politycznej. Więc nie jest tak, że pewne różnice zdań muszą być dramatycznie destrukcyjne.

Nie uważa Pan, że ruch Polska 2050 Szymona Hołowni może być zagrożeniem dla Prawa i Sprawiedliwości? Na przykład może zawalczyć o waszych wyborców?
Jak na razie z obserwacji działań Szymona Hołowni wynika, jest on głównie zagrożeniem dla Lewicy i Koalicji Obywatelskiej, walczy przede wszystkim o ich parlamentarzystów. Myślę, że wyborcy Prawa i Sprawiedliwości mają nieco inne priorytety i oczekiwania od reprezentujących ich polityków niż - być może szczere, dla niektórych być może cenne - wzruszanie się do łez nad egzemplarzem konstytucji.

Podobno na poniedziałkowym spotkaniu liderów koalicji rządzącej prezes Jarosław Kaczyński miał przyznać, że nie przewidział konsekwencji w sprawie aborcji i tego, jak poruszy to przede wszystkim młodych Polaków. Czy to jest prawda?
To są doniesienia medialne, które niekiedy z rzeczywistością łączność mają dość umiarkowaną. Oczywiście szczegóły spotkanie prezydium rządu i to, o czym była tam mowa, zostają kwestią uczestników spotkania, ale w kwestii orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego dotyczącego aborcji spójrzmy na fakty: decyzje w sprawie ustawy aborcyjnej nie były decyzjami większości parlamentarnej, to nie były decyzje polityczne. Został złożony wniosek do Trybunału Konstytucyjnego, złożyli go posłowie różnych ugrupowań, mieli takie prawo. Trybunał Konstytucyjny musiał się nim zająć, bo to jego obowiązek, i orzekł tak jak orzekł na podstawie obowiązującej konstytucji. Prawdopodobnie każdy dotychczasowy TK orzekłby w ten sam sposób. Nie było więc tu kwestii podejmowania decyzji przez polityków, których konsekwencje miałyby być przewidziane albo nie być przewidziane.

Według lutowego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej w grupie wiekowej 18-24 poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości zadeklarowało 2 procent pytanych. Nie martwi Pana odpływ młodych wyborców od PiS?
Znam ten sondaż, to pierwszy taki sygnał - trzeba będzie obserwować długoterminowe trendy. Oczywiście wszystkie sondaże analizujemy i bierzemy pod uwagę, ale najważniejszy jest - mówimy to i przy dobrych, i przy złych sondażach - wynik wyborów. Oczywiście martwiłby mnie odpływ każdego wyborcy niezależnie od jego wieku, wykształcenia, zarobków, miejsca zamieszkania, stanu cywilnego, płci czy innych zmiennych, branych pod uwagę w badaniach społecznych. Zdajemy sobie sprawę, że dla młodszych wyborców ostatnie miesiące były czasem większej mobilizacji. Hasła, pod którymi organizował demonstracje Strajk Kobiet, mogły być kuszące. Poza tym, mamy pandemię. Dla wielu młodych ludzi, którzy od roku większość czasu spędzają w domu, była to okazja, by z tych okowów się wyrwać, obudowana do tego swoistym poczuciem misji. Mówię o demonstracjach, które przekształcały się często w zabawy taneczne. Oczywiście nie jest tajemnicą, że dla dużej części tej grupy wiekowej popieranie partii rządzącej jest po prostu z definicji „niefajne”. Młodym łatwiej jest utożsamiać się z buntem, z opozycją. Zdajemy sobie sprawę, że to nakłada na nas obowiązek pokazywania i przypominania, że jednak sytuacja w Polsce jest zupełnie inna niż była 10 czy 15 lat temu, zarówno jeśli chodzi o rynek pracy, podatki, bo przecież młodzi ludzie do 26. roku życia nie płacą podatków, czy inne aspekty życia, możliwość rozwoju. I że to jest efekt realizacji naszego programu, naszego sposobu myślenia o państwie i podmiotowego traktowania obywateli. Jeszcze kilkanaście lat temu młodzi ludzie w trakcie studiów drżeli o to, czy będą mieli jakąkolwiek pracę. Dzisiaj sytuacja na rynku pracy jest zupełnie inna, nieprzypadkowo mamy drugie najniższe bezrobocie w UE, i to już po tych stratach, które przyniósł nam globalny kryzys pandemiczny. Więc to oczywiście jest wyzwanie naszego docierania z tą informacją do młodych. Mamy też świadomość, że są problemy, z którymi się borykają, których jeszcze nie dało się rozwiązać. Między innymi na te problemy będzie odpowiadał nasz nowy program „Nowy Ład”, który wkrótce przedstawimy. Jest gotowy, napisany, czekamy tylko na decyzję, kiedy go zaprezentujemy. W tym programie jest zresztą wiele odpowiedzi na problemy dręczące nie tylko młodych Polaków.

Właśnie, mógłby Pan zdradzić więcej szczegółów na temat programu „Nowy Ład”, który ogłosi premier Mateusz Morawiecki?
Jeszcze za wcześnie na zdradzanie szczegółów. Mogę powiedzieć, że jest to program, który ma kilka aspektów i dwa główne cele. Pierwszy, podstawowy, to wzrost poziomu życia, zwiększenie zasobności Polaków. Drugi to rozwój gospodarczy w sytuacji po pandemii, po kryzysie, z wykorzystaniem zarówno środków europejskich, ale również dużej puli środków krajowych, budżetowych. Chodzi o to, aby w tą nową, zmieniającą się po pandemii rzeczywistość wejść mocno rozpędzonym, żeby szybko wrócić do poziomu rozwoju, który był wcześniej. A potem przyspieszyć, aby realizować cel zasadniczy, czyli zmniejszanie dystansu do krajów zachodnich, krajów bogatszych. W tym programie pojawią się kwestie społeczne, dotyczące rynku pracy, zamożności, ale też kwestie inwestycji, również związanych z klimatem i ochroną środowiska. Chcemy pokazać, że jest plan, którego realizacja da wymierne efekty. Myślę, że ta świadomość wszystkim nam się przyda, teraz i po pandemii. Chcemy, żeby Polska jak najszybciej się rozwijała i modernizowała.

Dzisiaj poinformowano o ponad 12 tysiącach nowych zakażeń koronawirusem, a minister Niedzielski mówi o tym, że wchodzimy w trzecią falę pandemii. Jak Pana zdaniem rząd radzi sobie z tą pandemią?
Niestety, dzisiejsze dane pokazują dużo zakażeń, i to jest zła wiadomość. Obawiam się, że przez najbliższe dni takie informacje będą do nas napływać. Widać, że ta kolejna fala nadciągnęła i to też- w ramach dyskusji, jak rząd sobie radzi z pandemią - pokazuje, że czasami to po prostu nie jest kwestia wyboru czy decyzji politycznej. Nikt nie ma jednej idealnej recepty na walkę z pandemią. Cały świat się jej uczy. WHO zmienia zalecenia, dowiadujemy się coraz więcej o tym wirusie, o jego rozprzestrzenianiu. Pojawiają się badania, które mówią o mobilności społecznej jako o jednym z czynników wpływających na to rozprzestrzenianie. Więc twierdzenie, że rząd chce utrudnić komuś życie, wprowadzając obostrzenia, nie ma pokrycia w rzeczywistości. Koronawirus zachowuje się tak a nie inaczej, i jedyne co możemy robić, to tak organizować życie społeczno-gospodarcze, żeby to rozprzestrzenianie się minimalizować. Możemy apelować do wszystkich o solidarność, o odpowiedzialność, o stosowanie się do zasad bezpieczeństwa. Jest jedno rozwiązanie tego problemu - szczepienia. I tutaj, niestety, wąskim gardłem jest kwestia produkcji i dostarczania szczepionek, bo widzimy, że jeśli chodzi o system szczepień, to jest zorganizowany naprawdę dobrze.

Tak Pan uważa?
Tak. Plan szczepień zakłada, że do końca marca zaszczepimy nieco ponad 3 mln Polaków. Ten plan jest oparty nie na przekonaniu, że takie mamy możliwości, tylko na danych o tym, ile będziemy mieć szczepionek. Jeśli mielibyśmy więcej szczepionek, zaszczepiliśmy więcej osób, ale liczba szczepionek, jaka trafi do Polski, od nas nie zależy. Zbliżamy się do końca lutego i mamy zaszczepione niemal dwa miliony osób pierwszą dawką, a ponad milion jest już po drugiej dawce. Widać, że bez problemu ten założony plan zaszczepienia 3 mln Polaków do końca marca zrealizujemy. Pamiętamy, jak na początku szczepień krytyczna była opozycja, która podnosiła, że nic nie działa, że z niczym nie zdążymy. Widać już dzisiaj na twardych danych, że to nieprawda i bez problemu zrealizujemy program szczepień. On jest zorganizowany właściwie, tylko potrzebujemy więcej szczepionek. Liczby pokazują, że radzimy sobie dobrze.

Z drugiej strony wielu przedsiębiorców narzeka, że pomoc państwa w obliczu pandemii i zamknięcie wielu branż jest niewystarczająca, że stracili dorobek życia albo stają przed widmem bankructwa. Co by im Pan odpowiedział?
Pandemia jest czasem trudnym dla wszystkich, to nie ulega wątpliwości. Musimy mieć jeden absolutny priorytet i jest nim zdrowie i życie Polaków. Zdajemy sobie sprawę, że gospodarka cierpi, że nigdy nie będzie takiej możliwości, aby ze środków publicznych zrekompensować wszystkie straty wszystkim przedsiębiorcom. Staramy się robić, co możemy. Pytanie, co kto rozumie przez słowo „niewystarczająca”. Przypomnijmy poprzedni duży kryzys w latach 2008-2009 - wówczas rządzący na pakiety pomocowe wydali 9 mld złotych. My wydaliśmy już ponad 180 mld złotych. Nie trzeba zaawansowanej matematyki, by policzyć, że to dwadzieścia razy więcej. Rozumiem, że nie dla wszystkich jest to wystarczająca pomoc, ale naprawdę, nie było w polskiej historii po 1989 roku, a myślę, że i wcześniejszej, takiej skali wsparcia dla przedsiębiorców. Są tarcze ogólne, są tarcze branżowe, są tarcze dla poszczególnych rodzajów działalności. Nie powiem, że jest idealnie, bo idealnie byłoby wtedy, gdyby każdy przedsiębiorca mógł zarabiać, ale to nie jest wina rządu, że pojawił się koronawirus i gospodarka na tym cierpi. To jest system naczyń połączonych: jeżeli wzrastają zachorowania, muszą być wprowadzane kolejne ograniczenia. Z jednej strony rozumiem frustrację części przedsiębiorców, ale jeżeli przedsiębiorcy organizacją akcję nielegalnego otwierania działalności, organizują zgromadzenia publiczne, zachęcają do łamania obostrzeń, to sami podcinają gałąź, na której siedzą. Takie działania w oczywisty sposób generują zwiększenie się liczby zachorowań, co powoduje, że powrót do normalności oddala się jeszcze bardziej.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Radosław Fogiel: Jestem raczej spokojny o przyszłość Zjednoczonej Prawicy - Portal i.pl

Wróć na naszemiasto.pl Nasze Miasto