Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Przez 20 lat pomagał synowi zamordowanego policjanta z Bytomia

Magdalena Nowacka-Goik
Tadeusz Odlanicki Poczobutt został odznaczony medalem za Zasługi dla Policji, który przyznał mu minister spraw wewnętrznych. Pan Tadeusz nie złapał groźnych przestępców i nie uratował tonącego. Ale jego pomoc, trwała...20 lat.

W 1992 poruszony tragedią bytomskiego policjanta Marka Sienickiego, który zginął podczas służby, ufundował jego ośmiomiesięcznemu synkowi książeczkę mieszkaniową.

Tragedia rozegrała się na ul. Woźniaka. Dwóch funkcjonariuszy bytomskiej policji wysiadło z radiowozu, by sprawdzić kim są dwaj mężczyźni chowający się za jednym z samochodów dostawczych. Padły serie z broni maszynowej. Marek Sienicki zginął na miejscu. Sześć kul trafiło go w głowę, jedna w klatkę piersiową. Drugi funkcjonariusz cudem uszedł z życiem.Zastrzelony policjant sierżant Marek Sienicki osierocił 8-miesięcznego synka. Zabójców zatrzymano po kilku latach. Jednego na terenie Gliwic, drugiego w Belgii.
Przez prawie 20 lat, pan Tadeusz systematycznie wpłacał pieniądze na książeczkę osieroconego dziecka.

- Byłem poruszony tragedią, chciałem jakoś pomóc- mówi pan Tadeusz. Odruch był spontaniczny, ale przemyślany. - Taka forma wydała mi się najbardziej pewna, najbardziej przyszłościowa. Zastrzegłem, że nikt nie może położyć rąk na tych pieniądzach, a książeczka może zostać zlikwidowana dopiero po uzyskaniu pełnoletności dziecka. Zacząłem od 2 mln 700 tys. to jeszcze w starych złotych. Ale żeby to miało sens, trzeba było opłacać regularnie - opowiada.

Przez pewien czas nikt nawet o tym nie wiedział. Pierwszą osobą, która odkryła tajemnicę filantropa, był ojciec zamordowanego policjanta.
- Dostałem wtedy od niego zdjęcia malutkiego Marka. Tak poznałem tę rodzinę, bo wcześniej poza informacją o tragedii nic o niej nie wiedziałem - przyznaje pan Tadeusz.

Książeczka została wręczona w ubiegłym roku. - Jestem wdzięczny za niezwykłą pomoc - mówi wzruszony Józef Sienicki, ojciec , zastrzelonego policjanta. Dzisiaj coraz rzadziej spotyka się takie osoby jak pan Odlanicki Poczobutt. O tak niezwykłym darze serca trzeba zatem mówić głośno

Sam pan Tadeusz uważa, że to, co zrobił, to był prosty obowiązek człowieka, który może sobie na to pozwolić. Ale przyznaje, że tę filantropię ma we krwi. I jego ród szlachecki, który datuje się od 1536 roku, zawsze szczycił się tym, że starał się pomóc innym.
- Robili to moi przodkowie, mój ojciec Michał bardzo wspierał Uniwersytet Wileński. Dlatego chyba faktycznie mamy to we krwi - potwierdza. Nie urodził się wprawdzie w Bytomiu, ale z tym miastem jest związany od prawie pół wieku. Dokładnie od 1963 roku, kiedy skończył studia i jako górnik inżynier zaczął pracować na kopalni Dymitrów.
- Tu poznałem moją żonę. Teściowie mieszkali na ul. Woźniaka, tam, gdzie rozegrała się ta tragedia. Często tam chodzę, czasem położę kwiaty, zapalę znicz, w miejscu gdzie zastrzelono policjanta - mówi.

Syn Marka Sienickiego jest już dorosły. Studiuje i mieszka w Krakowie. Ale dar od obcego człowieka bardzo docenia. A pan Tadeusz myśli o kolejnej pomocy. Być może będą to obiady dla ubogich bytomian. Bo przecież pomaganie ma we krwi.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto