MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Pijaństwo, burdy, donosy, pomówienia, kłótnie... Wracamy do sprawy Opery Śląskiej w Bytomiu

Renata Cius
Działania związkowców naruszają dobre imię opery i zespołu. Musimy się bronić - mówili pracownicy opery bytomskiej podczas spotkania z dziennikarzami ,Trybuny Śląskiej".
Działania związkowców naruszają dobre imię opery i zespołu. Musimy się bronić - mówili pracownicy opery bytomskiej podczas spotkania z dziennikarzami ,Trybuny Śląskiej".
Opisaliśmy historię trwającego ponad 12 lat konfliktu między komisją zakładową "Solidarności", a dyrektorem opery. Po naszym artykule, pracownicy opery bytomskiej oraz dyrektor postanowili ujawnić skrywane przez lata ...

Opisaliśmy historię trwającego ponad 12 lat konfliktu między komisją zakładową "Solidarności", a dyrektorem opery. Po naszym artykule, pracownicy opery bytomskiej oraz dyrektor postanowili ujawnić skrywane przez lata incydenty.

Lubią wypić

Dowody: wiceprzewodniczący "Solidarności" wyleciał za pijaństwo. Na próbie miał ponad 2 promile alkoholu we krwi.
Kolejny wiceprzewodniczący 2,7 promila. Następny działacz 3,2 promila. Obecny przewodniczący wraz z członkami komisji zakładowej zasłynął z burdy podczas wyjazdu objazdowego do Tarnowa. Sprawa miała miejsce siedem lat temu. Do dzisiaj dyrekcja przechowuje zdjęcia z tamtego zdarzenia. Zespół nocował w internacie ośrodka szkolno-wy-
chowawczego. Kilka dni po wyjeździe dyrekcja ośrodka przesłała do opery zdjęcia pokoju, gdzie nocował przewodniczący. Na zdjęciach widać rząd pustych butelek ustawionych na parapecie. Pośrodku pokoju śmieci i niedopałki papierosów. Za zniszczony sprzęt dyrektorka przesłała rachunek na kwotę 160 zł. - Związkowcy zorganizowali wówczas zbiórkę na niepełnosprawne dzieci. W ten sposób znaleźli pieniądze na rachunki za zdemolowany sprzęt - opowiadają pracownicy. Po tej historii skruszony przewodniczący Bugdoł napisał list do dyrektora. Wyrażał swoje ubolewanie z powodu tego incydentu.

- To manipulacje, pomówienia, to nie był mój pokój - stwierdza Marian Bugdoł, przewodniczący zakładowej "Solidarności".

Plagi opery

- Wkrótce potem zaczął się ze mną ostry konflikt. Jestem inspektorem orkiestry. Zacząłem otwartą walkę z pijaństwem, które było plagą zespołu.

Nie spodobało się to związkowcom "Solidarności". Komisja zaczęła na mnie napadać - mówi Jan Knapik ze Związku Zawodowego Pracowników, drugiej organizacji związkowej w Operze.

Wspomina na tę okoliczność powrót z wyjazdu do Rzeszowa. - Pijany członek komisji związkowej rzucił się na mnie w autobusie. Rozpędzony autobus jechał autostradą. Wezwałem policję, ale stróże porządku odmówili badania alkomatem ze względu na zbyt dużą ilość pijanych osób. Po prostu nie mieli tylu ustników do przeprowadzenia badań - opowiada Knapik. Sprawa napaści znalazła swój finał w sądzie. Komisja zakładowa skierowała list do dyrektora Serafina o zawieszenie inspektora. Oskarżyła go o czynną napaść na związkowca.

- Pan Knapik został uznany w sądzie winnym tego, że obezwładnił na godzinę naszego kolegę i kolega leżał bezbronny

na podłodze. Jako związkowcy chcieliśmy mu pomóc w autobusie, ale pan Knapik był bardzo zdenerwowany - mówi Marian Bugdoł, przewodniczący "Solidarności".

Z opowieści zespołu wynika, że co wyjazd to skandal.

- Na jednym z ostatnich pobytów zagranicznych do Niemiec pijany związkowiec wpadł na naszego impresaria. Zwolniłem go dyscyplinarnie, a związkowcy uznali to za szykanę. Reprezentujemy kulturę polską na wyjazdach, aspirujemy do Unii Europejskiej. Przecież nas ludzie oglądają! Co ja mogłem innego zrobić? - zastanawia się dyrektor Serafin.

- Nigdy nie wstydziłam się, że przynależę do "Solidarności". Po historii z panem Bugdołem wstydziłam się jak dziecko. Wierzyłam panu Bugdołowi, ale gdy zobaczyłam zdjęcia zdemolowanego pomieszczenia, zmieniłam zdanie - wspomina Janina Szumega, członkini "Solidarności".

- Uczulam moich ludzi na dyscyplinę podczas wyjazdów. Nie mogę za wszystkich odpowiadać, przecież są dorosłymi ludźmi. Gdy popełnili te czyny, nie należeli do "Solidarności" - podkreśla Bugdoł.

Wojny gablotkowe

Historia konfliktu z "Solidarnością" zaczęła się od pierwszego wyjazdu zagranicznego. - Mąż pani Przeworskiej (wiceprzewodniczącej "Solidarności") jako puzonista nie pojechał z zespołem. Na znak protestu, zwolnił się wraz z innymi puzonistami. Od tej pory pani Przeworska chce mnie załatwić - opowiada dyrektor Serafin. - Zastałem zdemoralizowany zespół. Nie było ani jednego tenora, sugerowano mi zamknięcie opery na pół roku, bo nie było artystów. Budowałem zespół, obok trwały wojny podjazdowe - wspomina Serafin.

- Drzwi się nie zamykają, tyle mamy kontroli. Wzywa się inspekcje pracy, prokuraturę. Kontrole nic nie wykazują, wtedy organizują rekontrole, byle coś znaleźć na dyrektora. Każde zarządzenie dyrektora zostaje oprotestowane, od razu pojawia się list w gablotce. Byle głupstwo to sprawa polityczna. Mamy wojny gablotkowe. Oni działają na szkodę pracowników - stwierdza Maria Wieczorek ze Związku Zawodowego Pracowników Opery Śląskiej.

I po mleku

Przykłady. Obsłudze działu technicznego przysługiwał litr mleka na dzień. Związkowcy wytropili, że w woreczku jest 0,9 litra. Zgłosili sprawę inspekcji pracy. Okazało się, że mleko nie przysługuje pracownikom działu technicznego.
Innym razem doszukali się przepisu dotyczącego pracy na wysokości. Pracownicy działu technicznego, według związkowców, mieli otrzymać dodatek za pracę na wysokości. Po kontroli inspekcji pracy okazało się, że część pracowników nie przeszła pomyślnie badań lekarskich i nie nadaje się do tego typu pracy. Ludzie stracili robotę. - Kto jest winien? - pyta Maria Wieczorek.

Marian Bugdoł: - To spłycanie naszej działalności. Jako zarząd broniliśmy pracowników, dzięki nam część z nich dostała pracę na portierni.

Koniec ochronki

- Czują się bezkarni. Kogo oni tak naprawdę reprezentują? - pytają przeciwnicy "Solidarności". Już w ub. roku wyrazili zbiorowe wotum nieufności wobec komisji zakładowej.
"Wasze działania sprowadzające liczne kontrole pozbawiły nas możliwości zarabiania. Kogo reprezentuje zarząd, który sam siebie wybrał" - czytamy w piśmie do związkowców. Podpisało się 185 pracowników opery. Apelowali do regionalnych władz związkowych, aby zainteresowały się działaniami prowadzonymi przez "grupę pseudoaktywistów". Efekt był odwrotny. Przewodniczący regionu Piotr Duda przesłał ironiczny list gratulacyjny do dyrektora Serafina z okazji wydania platynowej płyty przez bytomską operę.

Czy ten konflikt się kiedykolwiek zakończy? - Będę szukał innych kroków prawnych, orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego wykluczyło ochronkę dla związkowców - zapowiada dyrektor Serafin.

Marian Bugdoł: - To zależy od postawy dyrekcji i załogi.


Koniec dla części "świętych krów"

Trybunał Konstytucyjny orzekł, że pracodawca może bez zgody organizacji związkowej wypowiedzieć pracę członkom komisji rewizyjnej. Szczególna ochrona prawna tej grupy działaczy zostanie zniesiona przed 1 lipca 2003 roku, kiedy zacznie obowiązywać znowelizowana ustawa o związkach zawodowych. Do tej pory, by zwolnić członka komisji rewizyjnej potrzebna była zgoda związku. Trybunał uznał, że przepis ten jest niezgodny z konstytucją. Prawo bowiem może chronić tylko działaczy związkowych, którzy wykonując swoje obowiązki narażeni są na konflikt z pracodawcą. Komisja rewizyjna jest organem wewnętrznym związku, dlatego szczególna ochrona
nie przysługuje im.

Trybunał utrzymał w mocy przepis dopuszczający zwolnienie członków zarządu za zgodą związku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto