Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Michał Suchanowski z Bytomia - zwycięzca 6. edycji „Hell’s Kitchen” [ZDJĘCIA]

Iwona Makarska
Eksperymenty w kuchni można zobaczyć dziś w wielu programach kulinarnych. Przed telewizorami zasiadają rzesze smakoszy, którzy podpatrują, kibicują, a później sami próbują wyczarować rewelacyjną potrawę, pokazaną na ekranie. Jednym z takich programów jest emitowany w Polsacie „Hell’s Kitchen”. Spotkaliśmy się ze zwycięzcą szóstej edycji, który opowiedział nam o swoim udziale w telewizyjnym show, o tym, jaki jest „przepis” na sukces w kuchni, a także o swoich planach związanych z gotowaniem.

- Opanowanie w kuchni i bycie sobą - myślę, że to zadecydowało o moim sukcesie - mówi nam Michał Suchanowski, zwycięzca zakończonej niedawno, 22 listopada, kolejnej „Piekielnej Kuchni”, bytomianin.

38-letni kucharz gotuje zawodowo już od niemal 19 lat. Doświadczenie zdobywał w restauracjach w Bytomiu, swoim rodzinnym mieście, a także w sieci hoteli Diament. Teraz jest szefem kuchni w restauracji „Zielony Ogród” w Zabrzu. Do programu dostał się dopiero na trzecim castingu. Wtedy jeszcze nie wiedział, że zajdzie tak daleko.

- Jestem dumny z dania popisowego z pierwszego etapu programu. Przyrządziłem sandacza z espumą szparagową i palonym kalafiorem. W półfinale wróciłem do smaków dzieciństwa, które zapamiętałem z kuchni mojej babci. Wędzona pierś z kaczki z jajem w koszulce gotowanym w barszczu i dynią z cynamonem i goździkami, a do tego sos winno-śliwkowy zrobiły wrażenie - relacjonuje Suchanowski.

- W finale było menu szefa. Przygotowałem też trochę zmienione danie popisowe, czyli sandacza z purée szafranowym, kalafiorem karmelizowanym w cukrze trzcinowym oraz blanszowanymi szparagami z sosem winegret. Na deser były świeże owoce zapiekane pod koglem-moglem oraz serek mascarpone z poziomkami - mówi o pysznościach, które zapewniły mu wygraną w programie. W domu jednak gotuje zwykle tradycyjne dania, wśród których jest m.in. śląski obiad, złożony z klusek, rolady i czerwonej kapusty.

A wszystko zaczęło się od lekcji jaką dała mu mama - także z zawodu kucharz. - Nie zawsze wiedziałem, że chcę gotować. Pamiętam, że w ósmej klasie większość kolegów składała papiery, żeby iść dalej uczyć się do „elektronika” albo do „budowlanki”, więc ja tak samo - wybrałem tę drugą opcję - mówi. - Mama jednak dała mi do zrozumienia, że ja nie wiem nawet jak łopata wygląda i że powinienem zająć się gotowaniem. Zaoferowała swoją pomoc. Stwierdziłem no może rzeczywiście lepsze gary. Poszedłem do technikum gastronomicznego. Warto było - uśmiecha się.

Kucharz program wspomina z wielkim sentymentem - zwłaszcza spotkanie ze swoją rodziną: żoną Małgorzatą i synami 9-letnim Radosławem i 7-letnim Filipem. - Wyzwaniem był cały program, a na pewno jego standardy, presja czasu i niepewność, co za chwilę się wydarzy: czy będziemy jeść robaki, czy serwis się uda, czy też nie. Pracowałem już w wielu kuchniach. Ale sam jestem w szoku, że aż tak dobrze psychicznie sobie poradziłem - mówi Suchanowski.

- Pięknym momentem było natomiast spotkanie się po dziewięciu tygodniach z moją rodziną - dodaje wzruszony. - Nie zapomnę też spotkań ze znanymi ludźmi, których widziałem dotąd tylko na ekranie. Grałem z koszykarzem Marcinem Gortatem - przybiliśmy sobie „piątkę”, mam koszulkę z autografem. Wzięliśmy udział w koncercie Ewy Farnej na 27. piętrze wieżowca w Warszawie - śpiewała dla siedmiu osób, a także w koncercie Mesajaha - zespół grał i tańczył dla nas na prywatnej plaży. Niesamowite - kontynuuje.

Jak uzyskać mistrzowski smak potrawy? Zdaniem kucharza - ważne, by gotować zgodnie z recepturą.

- „Piekielna Kuchnia” pokazała mi, że w kuchni nie ma półśrodków. Po to ktoś daje nam przepis, by danie było powtarzalne - mówi. - W programie robiąc sos, powinienem był po zagotowaniu wina wyjąć goździk, anyż i ziele angielskie. Nie znalazłem goździka. Stwierdziłem, że będę przecierał przez sito, blendował, więc prędzej czy później go wyjmę. Tak się nie stało. Sos smakował już inaczej, niż miał. Szef to zauważył. Była to dla mnie dobra lekcja - dodaje.

Nie bez znaczenia jest także doświadczenie i cierpliwość w kuchni. - Trzeba wiedzieć, jak coś z czymś połączyć. Czy potrafię wyobrazić sobie smak? Tak. Zamykam oczy i mam np. musztardę i majonez - wiem jaki smak wyjdzie z połączenia tych dwóch produktów. Uzyskanie dobrego smaku to jest czasem gotowanie metodą prób i błędów. Nieraz trzeba spędzić w kuchni wiele godzin nad jednym daniem, aby było dopracowane do perfekcji. Ciężką pracą można dużo osiągnąć - kontynuuje.

Suchanowski nie ma jeszcze sprecyzowanych planów, jeśli chodzi o spożytkowanie pieniędzy, które dostał za zwycięstwo w programie. Jak mówi - nie jest w gorącej wodzie kąpany. - Pewnie zabiorę gdzieś rodzinę na wakacje. Chciałbym jednak mądrze zainwestować te 100 tysięcy złotych. Może otworzę niedługo swoją restaurację? Choć na to potrzeba znacznie więcej pieniędzy, ale mam takie marzenie. Ciężką pracą można dużo osiągnąć. Teraz mam swoje pięć minut i muszę je wykorzystać. Druga taka szansa się nie powtórzy - mówi.

W styczniu kucharz jedzie do pracy do Warszawy. Nowe doświadczenie będzie zdobywał w trzeciej najlepszej restauracji w Polsce „L’enfant Terrible”, w której szefem kuchni jest Michał Bryś, prowadzący „Hell”s Kitchen”, okrzyknięty „Szefem Jutra 2016” przez Gault&Millau , polską edycję jednego z najbardziej prestiżowych przewodników kulinarnych świata.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Michał Suchanowski z Bytomia - zwycięzca 6. edycji „Hell’s Kitchen” [ZDJĘCIA] - Bytom Nasze Miasto

Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto