Liceum Smolenia świętowało jubileusz

- Chcę przeprosić moich uczniów za tę dyscyplinę i prosić o przebaczenie, jeśli czuli się terroryzowani - mówił dr Kobierski. W Smoleniu zaczął uczyć w 1957 roku. Poza niewątpliwie wysokimi wymaganiami, jakie stawiał uczniom, starał się również być ich przewodnikiem. Każdą klasę obowiązkowo zabierał do Białowieskiego Parku Narodowego. - Byliśmy tam 37 razy - wspomina. Dzięki niemu szkolna Liga Ochrony Przyrody wygrała 15 tysięcy złotych i uczniowie mogli razem ze swoim nauczycielem pojechać na trzytygodniową wyprawę.
- Za ten mój terror uczniowie się rewanżowali podczas wycieczek. Nie było chodzenia po dolinach, a wspinanie się tam, gdzie trzeba było się trzymać łańcuchów. Musiałem się zgadzać - wspomina biolog. I nie był to jedyny rewanż. Dobrze pamięta , jak podczas jednej z wycieczek do Białowieży uczniowie wyłączyli światło i podrzucili mu pod prześcieradło wiadro z żabami! Wspomnień podczas tego jubileuszu było wiele. Np. o absolwentach w czasach wojny i stanu wojennego, internowanych, którzy na przepustce zdawali tu maturę. - To dzięki tej szkole nie robię błędów ortograficznych - przyznał dr nauk technicznych Wiesław Łużycki, absolwent z 1952 roku.
Największym hitem tegorocznego jubileuszu był jednak... spór o dziewczyny. A konkretnie o to, kiedy szkoła z męskiej zmieniła się w koedukacyjną.
- Do maja 1952 roku nie było tu ani jednej dziewczyny - zarzekał się Łużycki. Zdaniem absolwenta z 1956 roku Jerzego Dońca, koleżanki mogły się tu pojawić najwcześniej w 1958 roku. A według Katarzyny Łozy, obecnej dyrektorki, do szkoły dziewczęta przyjęto w 1948 lub 1949 roku. Zgodziła się z nią jedna z absolwentek, tłumacząc, że był to rok 1949, dziewcząt było 10 i tylko w klasie maturalnej.