Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Helena Ganjalyan po premierze april31 w Teatrze Tańca i Ruchu Rozbark

Magdalena Mikrut-Majeranek
Bytomski Teatr Tańca i Ruchu Rozbark
Po premierze spektaklu april31 w Bytomskim Teatrze Tańca i Ruchu Rozbark o tańcu, społeczeństwie i potrzebie powrotu do natury rozmawiamy z Heleną Ganjalyan, urodzoną w Armenii aktorką, tancerką i choreografką.

Helena Ganjalyan jest absolwentką Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej im. L. Solskiego w Krakowie, Wydziału Teatru Tańca w Bytomiu. Doświadczenie zawodowe zdobywała współpracując m.in. z Teatrem Wybrzeże, Teatrem im. H. Modrzejewskiej w Legnicy, Teatrem Dada von Bzdülöw, Romeo Castelluccim, Dominiką Knapik, Jolantą Dylewską, Marcinem Wroną, kolektywami: Dzikistyl Company, Flesh System oraz paryskim Les Gens d’Uterpan (Annie Vigier i Franck Apertet), a także podczas licznych międzynarodowych warsztatów. Utalentowana artystka ma już na swoim koncie wiele nagród i wyróżnień. Była m.in. stypendystką Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Marszałka Województwa Śląskiego w Dziedzinie Kultury. Zdobyła też stypendium Kulturalne Miasta Gdańska oraz nagrody w konkursie rezydencyjnym „Off: Premiery prezentacje” organizowanym przez Teatr Ósmego Dnia w Poznaniu. Na co dzień mieszka w Warszawie, ale z racji tego, że nie jest związana z żadnym teatrem, realizuje projekty w całej Polsce.

9 kwietnia w Bytomskim Teatrze Tańca i Ruchu Rozbark miała miejsce premiera najnowszego spektaklu, który Pani reżyserowała. Jak długo trwała praca nad „april31”?
Próby rozpoczęliśmy w lutym. Pracowaliśmy przez cały miesiąc, potem cztery dni w marcu i tydzień w kwietniu. Krótko, a w dodatku nieustannie borykaliśmy się z różnymi problemami zdrowotnymi tancerzy. Także i podczas premiery zabrakło jednego z nich, ponieważ czwartkowa kontuzja uniemożliwiła mu występ. Tuż przed premierą musieliśmy nanieść sporo zmian w kompozycji przestrzeni, w partnerowaniach.

Każdy spektakl to takie „dzieło w ruchu”, które konstytuuje się wraz z kolejnymi prezentacjami. Powstaje, dopełnia się dopiero w momencie recepcji. Czy i tak jest w przypadku teatru tańca?
Zdecydowanie tak. Możemy mieć mnóstwo prób, ale dopiero podczas zderzenia z widownią wykonawcy dają z siebie sto procent zaangażowania i energii. Dowiadujemy się wiele o przedstawieniu, widzimy co i jak działa, nabieramy dystansu. Również i nasza – twórców percepcja zmienia się w pewnym sensie w zależności od tego kto na tej widowni zasiada. Niektóre rzeczy dostrzegamy dopiero przez jej pryzmat. Każdy rodzaj sztuki w moim odczuciu dopełnia się dopiero w momencie spotkania z odbiorcą.

Skąd czerpała pani inspiracje do spektaklu?
Spektakl jest wypadkową kilku rzeczy – ogromną inspiracją są dla mnie zawsze materiały wizualne – obrazy, fotografia, kostiumy, przestrzeń. Do tego dochodzi warstwa tekstowa – w tym wypadku była to twórczość Rodrigo Garcii (zbiór „Rozsypcie moje prochy w Eurodisneylandzie”). Zapoznała mnie z nimi kilka lat temu Agnieszka Wąsikowska – reżyserka, z którą pracowałam wówczas nad monodramem. Mimo, że już wtedy użyłyśmy Garcii jako inspiracji do napisania tekstu, to wciąż czułam, że jest dla mnie w tym materiale potencjał na inną, większą formę. Lubię wychodzić od słowa, ponieważ zapewnia ono mocne zakotwiczenie, bazę tak abstrakcyjnej formie jaką jest ruch. Dodatkowo specyfika danego tekstu – jego język, składnia, rytm, dramaturgia pozwalają odkryć nowe jakości ruchowe, a przede wszystkim nadają mu znaczenie, motywację i sens, które dla mnie są kluczowe w pracy choreograficznej.

Do czego nawiązuje tytuł – „april 31”, czyli dzień, którego nie ma?
To odpowiedź na poszukiwanie momentu zawieszenia pomiędzy rzeczywistością, a tym co nierzeczywiste. To rodzaj znaku zapytania o to, co jest „prawdziwe”, a co sztuczne, wykreowane. Umiejscowienie akcji w takim dniu pozwala na złapanie dystansu do tego, co obserwujemy na scenie, a co jednocześnie wydaje się być niebezpiecznie podobne do naszej codzienności.

Scenografia jest minimalistyczna i składa się niemal wyłącznie z olbrzymich głazów reprezentujących naturę, które kontrastują z lekko kiczowatymi strojami tancerzy. Czemu ma służyć to zestawienie?
Scenografię stworzyła Małgosia Iwaniuk. Ostateczny koncept wyłonił się z totalnego chaosu, który początkowo panował w naszych głowach. Miałam wiele pomysłów na zagospodarowanie sceny i przestrzeni dookoła niej, którymi dzieliłam się na bieżąco z Gosią. Na którymś ze spotkań wśród inspiracji Gosi pojawiły się zdjęcia ogromnych kamieni, których część powierzchni pokrywał rodzaj szkliwa o mocnym, błyszczącym kolorze. Wraz z kolejnymi próbami zgodnie stwierdziłyśmy, że to właśnie one są najlepszym uzupełnieniem treści tego spektaklu, jego znakiem. Zestawienie natury i jej przetworzenia, surowości materiału i jego transformacji. Próby „ulepszania” jakiej na nim dokonano, a która przykrywa, zasłania jego esencję i naturalne piękno

Czy zatem w spektaklu zawarto pewną negatywną diagnozę dotyczącą współczesnego społeczeństwa? Napiętnowano nieszczerość i podążanie za modą, pęd ku naśladownictwu, w którym człowiek gubi to, co w nim najwartościowsze, czyli indywidualność.
Myślę, że nie do końca negatywną. Ten spektakl jest przede wszystkim o próbowaniu, o szukaniu, o zadawaniu pytań, o podejmowaniu decyzji lub ich braku. Nie chcę w żaden sposób oceniać, ani wysnuwać generalnych wniosków. Poszczególne sceny pokazują jedynie pewne schematy działań, sytuacji, relacji, strategie radzenia sobie ze sobą i to do widzów należy ich ocena. To, na ile chcą się w tych obrazach widzieć.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto