Nieustające kłopoty Bytom Trade Mark

Wczoraj zawieszono trwający prawie tydzień strajk pracowników Zakładów Odzieżowych Bytom Trade Mark. Przez cały czas pracownicy (150 osób z 400-osobowej załogi), którzy przychodzili do zakładu, nie pracowali. A wszystko przez to, że Bytom Trade Mark nie wypłaca pracownikom w terminie pensji, nie wydaje im ubrań roboczych i środków czystości, a osobom zwolnionym nie wypłaca nagród jubileuszowych, odpraw i odszkodowań.

Po pierwszej, wczorajszej rozmowie z prezesem i wiceprezesem spółki-córki, która wydzieliła się z Zakładów Przemysłu Odzieżowego rok temu, pracownicy nie są zadowoleni.

- Prezes chciał ominąć związki zawodowe i proponował zawarcie porozumienia, które miało obowiązywać do końca lipca, bez nich - wyjaśnia Danuta Barłog, wiceprzewodnicząca zakładowej "Solidarności".
Problemy ma Bytom Trade nie po raz pierwszy. Już w marcu proponowano pracownikom bezpłatne urlopy, aby uratować firmę. Wówczas nie chcieli się na nie zgodzić, chociaż zakład zagrożony był upadłością. Prezesi tłumaczyli, że kontrakt z niemiecką firmą Leithauser uratuje spółkę.

- Ale my nigdy w to nie wierzyliśmy - mówią pracownicy.
I słusznie, bo Leithauser zakończył współpracę z bytomską firmą. Chociaż w marcu nie było bezpłatnych urlopów, ludziom obniżono pensje.

- Teraz zarabiają po 530, 630 złotych - mówi Barłog. - A ludzie masowo odchodzą z pracy na mocy artykułu 55 kodeksu pracy, czyli z winy pracodawcy.

Wnioski wzięło już ponad 50 osób, ale na razie nie wiadomo, czy wszyscy je złożą. - Apelujemy, aby ludzie wstrzymali się do jutra - mówi Barłog. Jeśliby tak się nie stanie, firma znów będzie zagrożona upadłością.

- Podobno są jakieś zlecenia, ale my już nie wierzymy szefom - mówią z rozgoryczeniem szwaczki. - Na razie jest co robić, ale za pracę należy się przecież godziwe wynagrodzenie.

Na piątek, o godz. 9.00, znów zaplanowano rozmowy załogi z zarządem.