Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Gorliczanka Maria Zielińska odwiedziła blisko setkę krajów, a górskich szczytów ma koncie ma tyle, że ma Everest już wchodzić nie musi

Halina Gajda
Halina Gajda
Maria Zielińska: uważam, że na emeryturę powinno się pójść w momencie, gdy jeszcze ma się siły, by móc z niej korzystać
Maria Zielińska: uważam, że na emeryturę powinno się pójść w momencie, gdy jeszcze ma się siły, by móc z niej korzystać Archiwum Prywatne/Maria Zielińska
Gdyby chcieć rozwiesić na ścianie mapę świata i wbić pinezkę we wszystkich miejscach, które odwiedziła gorliczanka Maria Zielińska, byłoby ich 88. Gdyby zaś dodać wszystkie odległości górskich tras, które ma w nogach, okazałoby się, że Mount Everest zdobyła kilka razy. A jeśliby wreszcie zliczyć wszystkie te podróże i górskie wyprawy razem, to wynik w tysiącach kilometrów byłby imponujący.

Pani Maria, pytana o, to kiedy i jak to wszystko się zaczęło, mówi ze śmiechem: w dzieciństwie się zaczęło!

- Samochodów nie było prawie wcale. Autobusów też nie za wiele – zaczyna. - Więc do szkoły na piechotę dwa kilometry trzeba było maszerować. Do kościoła tak samo. A gdy chciałam odwiedzić babcię, to osiem jak nic trzeba było truchtać – dodaje.

A na poważnie – miłość do gór, taką prawdziwą, która do dzisiaj procentuje, zaszczepił w niej profesor od języka niemieckiego w Technikum Ekonomicznym w Gorlicach, który zabierał młodzież choćby na bieszczadzkie wyprawy. Wspomnienia z tych eskapad pozostają w jej pamięci z racji choćby tego, że wtedy wszystko, co było potrzebne na tygodniową wyprawę, nie wyłączając butli z gazem, nosiło się na plecach. To można powiedzieć, była pierwsza fala chodzenia po górach. Kolejna przyszła, gdy zaczęła pracować.
- Żeby złapać oddech po tygodniu za biurkiem, dać emocjom upust i naładować akumulatory przed kolejnym, zaczęłam wyjeżdżać na jednodniowe wycieczki z PTTK-iem. Mimo fizycznego zmęczenia po powrocie poniedziałkowe poranki były znacznie bardziej energiczne. Tak mi się to spodobało, że w zasadzie nie było weekendu bez wyjścia w góry. Podobnie było z urlopami i jesienią. Żeby przedłużyć sobie lato, wędrowałam jeszcze w październiku i listopadzie – wspomina.

Kiedy, jak nie na emeryturze?

Do listy zaliczonych górskich szczytów, dołączyły odwiedzone przez nią kraje. A jest ich blisko setka. Rozsypanych, jak kula ziemska wielka. Od Australii po obie Ameryki. Na koncie ma więc przejazd koleją transsyberyjską, wizytę w Pekinie. Stanęła na brzegu jeziora Bajkał, stała okrakiem (dosłownie) między Europą a Azją, poczuła smak piasku na Gobi i już wie, czym różni się od tego z Sahary i Atakamy. Swoją pinezkę na mapie może przypiąć w Birmie, Kambodży i Laosie. W Europie nie była tylko w trzech państwach, ale rzecz jest do nadrobienia. I to raczej w bliższej, niż dalszej przyszłości.

- W pociągu kolei transsyberyjskiej stał wielki samowar z gorącą wodą, z którego można było zalać sobie herbatę, a na postojach przychodzili handlarze z futrami i jedwabiem – wspomina. - Ciągle żywe są we mnie wspomnienia z pobytu w Australii i Nowej Zelandii. I jeśli miałabym komuś coś doradzić, to powiem jedno – dalekie kraje zwiedzajcie, gdy jesteście młodzi. Bo później coraz trudniej znosi się kilkadziesiąt godzin w podróży – mówi zupełnie poważnie.

Po chwili już z nieco tajemniczym uśmiechem dorzuca do tej wyliczanki lot do Stanów Zjednoczonych z jednym z pielgrzymkowych biur podróży. Mocno wryty w przeszłość przez brak znajomości języka angielskiego. Opiekunem grupy był duchowny, który bardzo starał się pomóc w załatwieniu wszystkich spraw związanych z podróżą. Chodziło między innymi o jeden z formularzy.
- Wypełnił go dla siebie, po czym polecił, byśmy wzorując się na nim, uzupełnili swoje. O ile wpisaniem poprawnej daty urodzenia nikt nie miał problemu, to z kolejnymi rubryczkami było gorzej. Po prostu powielaliśmy, co napisał. Zdziwienie później było wielkie, bo wedle naszych deklaracji, do Stanów Zjednoczonych przyleciała ekipa duchownych, zarówno mężczyzn jak i kobiet – opowiada z uśmiechem.
Wtedy postanowiła, że nauczy się języka. Może nie biegle w mowie i piśmie, ale przynajmniej na tyle, by zapytać o drogę, zrobić zakupy, porozumieć się na lotnisku czy w pociągu.
- Zaraz po powrocie do Gorlic, zapisałam się na kurs – zdradza. - I teraz już nie muszę się martwić, jak gdzieś trafić – dodaje z dumą.

Koree zamieniła na Korony. Od razu kilka

Z dużych niezrealizowanych planów ma dwie Koree - Północną i Południową. Wyjazdy nie udały się między innymi przez pandemię i pozamykane granice. Ale nie ma tego złego, co dobrych skutków nie ma, bo wyjazd w bądź co bądź niebezpieczny rejon świata, zamieniła na Korony. I to od razu kilka – między innymi Gór Polski (w sumie czterokrotnie), Beskidu Niskiego, Sądeckiego, Bieszczad. I jeszcze Główny Szlak Sudecki, który liczy 444 kilometry, a który pokonała samotnie w 18 dni. Zdobyła dzięki temu diamentową odznakę. Tatr również nie mija, a wejście na najwyższe w nich wierzchołki, też ma zaliczone. Kolejne są w planach. W nogach ma polską wersję Drogi św. Jakuba, czyli trasę z Medyki do Zgorzelca o długości ponad 900 kilometrów. Sporo dalej, niż trasa samochodowa czy kolejowa, ale przecież trzeba wziąć poprawkę, że trasa nie wiedzie autostradą ani głównymi drogami, tylko tymi zdecydowanie bardziej bocznymi. A te jak wiadomo, bywają kręte. Postanowiła sobie, że na siedemdziesiąte urodziny wejdzie na 70 szczytów.

- Przeszłam też całe wybrzeże Od Świnoujścia do Piasków pod rosyjską granicą. Ponad pięćset kilometrów plażami, po piachu – mówi z dumą. - Trudno się po nich chodzi – podsumowuje.

Listę zaliczonych tras można byłoby wydłużać w zasadzie bez końca. Bo pani Maria, to typ, któremu obca jest stabilizacja. Poza tym wyznaje zasadę, że dom ma służyć jej, a nie na odwrót, więc nawet jeśli tu i ówdzie zbierze się trochę więcej kurzu, świat się nie zawali. Bo świat wciąż stoi przed nią otworem.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Gorliczanka Maria Zielińska odwiedziła blisko setkę krajów, a górskich szczytów ma koncie ma tyle, że ma Everest już wchodzić nie musi - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto