18+

Treść tylko dla pełnoletnich

Kolejna strona może zawierać treści nieodpowiednie dla osób niepełnoletnich. Jeśli chcesz do niej dotrzeć, wybierz niżej odpowiedni przycisk!

Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wzruszająca historia suczki "Ciuchci". Czy niepełnosprawne psy mają szansę na adopcję?

Agata Pustułka
Ciuchcia wymaga codziennej rehabilitacji,  miłości i obecności. Tu na zdjęciu z Martą Dyłą
Ciuchcia wymaga codziennej rehabilitacji, miłości i obecności. Tu na zdjęciu z Martą Dyłą Marzena Bugała
Z trudem odzyskała zaufanie do ludzi. Najbardziej pomogła jej Marta Dyła, zoofizjoterapeutka z Mikołowa. Ciuchcia, niepełnosprawna suczka, skatowana jako szczeniak, liczy, że znajdzie rodzinę na Mazurach - pisze Agata Pustułka

Ciuchcia wróciła na swoje stare śmieci. Znów jest w Piotrkowie Trybunalskim. W swoim schronisku. W zeszłą sobotę Grażyna Fałek, prezeska piotrkowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami przyjechała po Ciuchcię do lecznicy w Mikołowie. Spakowała jej materacyk, ortezy i wózek inwalidzki, z którego Ciuchcia w ciągu ostatnich czterech miesięcy zdążyła wyrosnąć. Dla Ciuchci znów zaczęło się czekanie. Na prawdziwy dom. W połowie stycznia ma zgłosić się po nią nowy właściciel z Mazur. I Ciuchcia wtedy po raz kolejny ruszy w drogę.

Być jak terier Majki

Adopcje niepełnosprawnych zwierząt to rzadkość, ale cuda się zdarzają. Także w Piotrkowie. Pięć lat temu z ciuchcinego przytułku pojechał do Niemiecsympatyczny Majki, prawie terier (Niemcy najchętniej przyjmują chore psiaki). - Nie mógł chodzić, bo doznał urazu, gdy wyrzucono go na pobocze z pędzącego samochodu - wspomina Marysia Mrozińska, pracownica schroniska. - Wtedy na początku nawet wózka dla niego nie mieliśmy. Brało się więc szalik. Majkiemu zakładało go pod tylne nogi i szło się na spacer.

Ciuchcia, tak jak Majki, nigdy nie będzie chodzić. To pewne. Może poruszać się na wózku inwalidzkim, albo pełzać, ciągnąc za sobą bezwładne nogi. Robi to zresztą bardzo sprytnie: sprawnie i szybko.

Marta, czyli Anioł Stróż

Życie Ciuchci stało się ważne przez przypadek. W lipcu tego roku maszynista Andrzej Pęczek w ostatniej chwili zatrzymał lokomotywę, gdy zobaczył leżące na torach trzy psy, prawdopodobnie rodzeństwo. Gdy podbiegł do nich okazało się, że dwa już nie żyją, a jeden patrzy na niego błagalnie, jakby chciał powiedzieć: ratuj mnie. To właśnie była Ciuchcia. Miała wtedy cztery miesiące.

Pierwszy dom Ciuchcia znalazła, tak jak prawie 300 innych bezdomnych zwierząt, w schronisku w Piotrkowie Trybunalskim. Jeszcze wtedy wydawało się, że będzie mogła poruszać się o własnych siłach. Dzięki programowi w TVN 24 Ciuchcia stała się medialną gwiazdą, a jej historią wzruszyła się cała Polska. Trzeba było ją jak najszybciej zoperować. Tytuły w gazetach mówią same za siebie: "Suczka Ciuchcia podbija serca Brytyjczyków, którzy są zachwyceni, że Polacy uratowali psinę". "Czy Ciuchcia dojedzie do nowego życia?", "Może stanie na własnych łapach".

W prezencie od producenta z Wrocławia dostała specjalny wózek inwalidzki, a z Irlandii przyleciały dla Ciuchci ortezy, które miały pomóc w rehabilitacji. Wreszcie Ciuchcia trafiła do Mikołowa, do lecznicy dla zwierząt, gdzie przeszła operację ostatniej szansy.

Przeprowadzenie zabiegu ułatwił, proszący o anonimowość, lekarz z województwa śląskiego, który przez cały czas pobytu Ciuchci na Śląsku wspomagał ją jak tylko mógł.

Ciuchcia była lokatorem mikołowskiej lecznicy przez cztery miesiące. Dostała miejsce na materacyk, zabawkę do gryzienia i jedzenie do syta.

- Mieliśmy nadzieję, że będzie chodzić. Udało się odbarczyć kręgosłup - mówi Marta Dyła, zoofizjoterapeutka, która dla Ciuchci stała się, bez przesady, Aniołem Stróżem.

Pierwsze tygodnie po zabiegu Marta cztery godziny dziennie rehabilitowała Ciuchcię. Masaże, magnetoterapia, elektrostymulacje.

Musiała sobie poradzić z przykurczami mięśni, bólem. Każdy dzień był walką. To, że Ciuchcia na dotyk leciutko porusza ogonem, to efekt wielu dni ciężkiej pracy.
Najpierw trzeba było jednak Ciuchcię uspokoić, bo każdy głośniejszy dźwięk przypominał jej koszmar na torach. Trzeba ją było powolutku zapoznawać ze światem.

- Brałam Ciuchcię na plecy i szłyśmy na drogę, żeby oswajała się z hukiem, hałasem. Siadałyśmy sobie na poboczu. Musiałam jej pokazać, że nie stanie się jej krzywda. Najpierw wszystkich i wszystkiego bardzo się bała. Dopiero po jakimś czasie na widok ludzi, którzy przychodzili, żeby ją pogłaskać, z radości się moczyła i sama szukała nosem ich dłoni - mówi Marta.

Teraz Ciuchcia bez lęku podróżuje samochodem, chociaż jeszcze nie tak dawno wydawało się to niemożliwe.

Ciuchcia do każdego swojego gościa zaczęła lgnąć jak magnes. Jakby każdy był kandydatem na nowego właściciela i zapowiedzią przeprowadzki do normalnego domu.

Oczywiście w sercu Ciuchci Marta nie miała konkurencji. Gdy tylko pojawiała się w pobliżu, Ciuchcia nie mogła oderwać od niej oczu. Prędko podpełzała, żeby tylko znaleźć się w zasięgu Marty. Piszczała z radości i kładła się na plecach, czekając na głaskanie, smyranie, czułe słówka.

Ona na wózku, on na czterech łapach

Pobyt w lecznicy był dla Ciuchci szkołą życia. Mieszkając na zapleczu, Ciuchcia miała szansę nawiązania kontaktów towarzyskich z innymi psami, które leczyły się u doktora.

Marta zauważyła, że zdrowe psy podchodzą do Ciuchci nieufnie. Boją się, nie akceptują jej niepełnosprawności, czasem warczą i odchodzą. Zachowują się tak jak w podobnej sytuacji często postępują ludzie wobec ludzi. Postawa dominująca to wycofanie się. Przykry widok.

- Mój pies Kangaj potrzebował dwóch tygodni, żeby się przyzwyczaić i zaakceptować. A to przecież bardzo mądry pies - wspomina Marta.
Kangaj (owczarek Marty) i Ciuchcia (prawie owczarek) zaczęli porozumiewać się psim językiem. Ona na początku umiała tylko szczekać. Potem pojawiły się sygnały uspokajające. Oblizanie nosa językiem, ziewanie, odwrócenie łba. Doświadczony Kangaj uczył nową przyjaciółkę sztuki relaksacji. Tak jakby chciał ją przekonać: odpuść mała, nie szarp się, czasu nie cofniesz.

Ona na wózku, a on na swoich zdrowych czterech łapach szaleli na pobliskiej polanie. I wydawało się, że to Kangaj w końcu słabnie, a nie ona. Ciuchcia zdaje sobie sprawę z tego, że jest niepełnosprawna. Zna swoje ograniczenia. Gdy podpełznie do schodów, staje i czeka aż ktoś ją zniesie lub wniesie. Potulnie układa się do masażu, ułatwia zmianę opatrunku.

- Rozumiała, że chcę jej pomóc - mówi Marta. - Jest bardzo inteligentna, szybko się uczy, i gdybym nie wiedziała, że ona niemal całe swoje życie spędziła w zamknięciu, to bym nie uwierzyła.

Gwiazda jednego sezonu

Rodzice adopcyjni chcą, żeby ich nowe dziecko było małe i oczywiście zdrowe. Ta sama zasada dotyczy psów. Bo kto weźmie do domu niepełnosprawną Ciuchcię, nad którą opieka przecież kosztuje i wymaga sporo sił, bo psa trzeba podnieść, zawieźć do lekarza?

Mikołowska lecznica wystawiła już za Ciuchcię rachunek na kilkanaście tysięcy złotych i nie wiadomo, kto go spłaci. Schronisko w Piotrkowie nie ma pieniędzy. Ile w końcu było warte to ciuchcine życie? Operacja, witaminy, preparaty wspomagające mięśnie?

- Raz zadzwoniła z Polski pewna pani i spytała, jak nam leci. Muszę przyznać, że nawet taki telefon dodawał nam sił, bo w końcu przyszedł taki czas, że już nikt się Ciuchcią nie interesował. A ona wymaga systematycznej pomocy - mówi Marta.

Opieką nad Ciuchcią była zainteresowana pani Marzenka, która jest masażystką i na co dzień opiekuje się osobami starszymi. - Byłaby idealna, ale w Piotrkowie powiedzieli nam, że z Mazur zgłosiła się jeszcze pani Anna. Często na Facebooku pytała o Ciuchcię i zastanawiała się nad adopcją - mówi Marta. Ciuchcia trafi do niej prawdopodobnie w połowie stycznia.

Ciuchcia potrzebuje przestrzeni i przyjaciela, który np. zapłaci za masaż. Powinna go mieć raz dziennie, żeby nie zaprzepaścić wielomiesięcznych wysiłków Marty.

Poza tym będzie potrzebny człowiek, który o Ciuchcię będzie dbał, żeby się jej odleżyny nie porobiły. Trzeba więc we właściwych miejscach smarować łapy maścią. Już gdzieniegdzie powstały czerwone plamki. To nieuniknione. Dlatego tym bardziej trzeba być czujnym. Tak łatwo Ciuchcię zaniedbać. Nie mówiąc o tym, że jeść dać trzeba i bardzo dużo miłości. Ta jest najważniejsza. I jeszcze wózek inwalidzki wypadałoby powiększyć, żeby Ciuchcia mogła ruszyć w okolicę i choć od czasu do czasu poczuć się jak zwyczajny pies. - Ten pan z Wrocławia zaoferował, że powiększy wózek nieodpłatnie - przypomina Marta.

Pieskie życie

Ciuchcia i tak w porównaniu do kolegów miała sporo szczęścia. Takiego Pęcinka, na przykład, znaleziono w przydrożnym rowie nieprzytomnego z głodu. W żołądku "nosił" druty, haczyki, kabelki, którymi się żywił. Bolkowi właściciel roztrzaskał czaszkę i usiłował udusić, a Brajlowi ktoś wydłubał oczy i wybił zęby. Czy może więc dziwić, że ktoś Ciuchci złamał kopniakiem kręgosłup, a potem położył na torach, żeby zobaczyć, jak to jest, gdy pociąg przejedzie po psie? Wszystkie schroniska są pełne takich dramatów.

Oficjalnie w Polsce żyje 100 tysięcy bezdomnych psów. Być może będzie ich mniej o tę jedną Ciuchcię.

* CZYTAJ KONIECZNIE:

*ZOBACZ CZEGO NIE KUPOWAĆ KOBIECIE POD CHOINKĘ. LISTA NAJGORSZYCH PREZENTÓW
*LISTA NAJGORSZYCH PREZENTÓW POD CHOINKĘ DLA MĘŻCZYZNY. ZOBACZ

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wzruszająca historia suczki "Ciuchci". Czy niepełnosprawne psy mają szansę na adopcję? - śląskie Nasze Miasto

Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto