Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Szkolny monitoring jest fikcją

Katarzyna Piotrowiak
Monitoring w I LO w Będzinie może być wzorem dla innych.
Monitoring w I LO w Będzinie może być wzorem dla innych. fot. Marzena Bugała.
W Knurowie kilku pijaków zdewastowało szkolne ławki, w Gliwicach uczeń biegał po gzymsie budynku choć szkoła ma aż 24 kamery. A gdyby w Żywcu doszło do włamania, słaba jakość obrazu uniemożliwiłaby rozpoznanie wandali - wynika z raportu przygotowanego przez naszych reporterów, którzy sprawdzili, jak działa monitoring w śląskich szkołach.

Tymczasem w najnowszym sprawozdaniu, podsumowującym wprowadzenie monitoringu, jednego ze sztandarowych pomysłów Romana Giertycha, poprzednika minister edukacji Katarzyny Hall, czytamy, że obecność kamer zwiększa bezpieczeństwo w szkole i najbliższym otoczeniu, mobilizuje uczniów do poprawnych zachowań, nie widać palących, spada liczba kradzieży, wymuszeń, pobić, dewastacji mienia szkolnego.

Nasi reporterzy odwiedzili szkoły, porozmawiali z dyrektorami i ustalili, że wnioski ze sprawozdania nie mają zbyt wiele wspólnego z rzeczywistością. Kamer najbardziej obawiają się nauczyciele spóźniający się na lekcje.

W szkołach nie ukrywają, że nie zawsze mają czas na śledzenie obrazów przesyłanych z jednej kamery, a co dopiero z kilku jednocześnie. Czasami na monitor spojrzy sekretarka, nauczyciel dyżurny, innym razem woźna. Niektórzy dyrektorzy mogą podglądać obrazy z kamer ze swojego gabinetu, ale często nie mają na to czasu.
W Miejskiej Szkole Podstawowej nr 2 w Knurowie dwie kamery pilnują porządku na korytarzach, tyle samo na zewnątrz. Obserwacją zajmuje się woźna.

- Gdy dzieci są niegrzeczne, przestrzegamy je, że wszystko wyłapią kamery - mówi Teresa Bochenek, dyrektorka podstawówki. Natomiast system zewnętrzny to porażka. Przyszkolny teren jest rozległy, a kamery nie sięgają w okolice, gdzie lubią się gromadzić pijący pod chmurką. - W efekcie mamy zdewastowane ławki - mówi dyrektorka.


623 szkoły w województwie śląskim wydały 10 mln zł na monitoring

Kosztowna atrapa kamery

Są szkoły jak twierdze. W Gliwicach i Żywcu wewnątrz budynków i wokół szkoły jest więcej kamer niż na więziennym spacerniaku. Ale jak pokazuje rzeczywistość, monitoring to najwyżej bat na niesfornych uczniów i nauczycieli, którzy nie mogą zdążyć na lekcje.

24 kamery są w gliwickim Zespole Szkół Ogólnokształcących nr 5. Większość w gimnazjum. Obraz trafia do dyżurki woźnego i dyrektora szkoły. Zapis jest archiwizowany przez 30 dni. Tak to działa w większości szkół.

O ile wewnątrz szkoły kamery dyscyplinują uczniów, na zewnątrz nie zawsze spełniają taką rolę. Kamer jest zbyt mało, są źle ustawione. Duże znaczenie ma również jakość sprzętu. Jeśli szkoła decyduje się zamontować monitoring z ministerialnych dotacji, stać ją wyłącznie na najtańszy system.

W żywieckim Gimnazjum nr 2 już od kilku lat działa 16 kamer. Podglądem zajmują się pracownicy sekretariatu. Nikt jednak na bieżąco nie obserwuje uczniów. Jeśli dochodzi do jakiegoś zdarzenia, po prostu odtwarza się nagrania. Jakość obrazu pozostawia wiele do życzenia.

W Liceum Ogólnokształcącym im. Norwida w Częstochowie są wprawdzie kamery, zabrakło jednak pieniędzy na uruchomienie monitorów. Drogie kamery udają... atrapy. O tym, że warto zainwestować w dobrej jakości sprzęt przekonali się w Siemianowicach Śląskich w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących "Meritum". Sześć lat temu za pieniądze własne i sponsorów kupiono dziewięć dobrych kamer. Udało się nawet rozpoznać złomiarzy, którzy ukradli ze szkoły duży stół metalowy do prac ślusarskich.

Wzorem może być też Miejski Zespół Szkół nr 1 w Będzinie. Za dnia woźna, a w nocy dozorca pilnują non stop drzwi i kamer. Jako jedna z pierwszych szkół w kraju sfinansowali monitoring z własnych pieniędzy. - W każdej chwili możemy podjąć interwencję. Uczniowie wiedzą, że pewne sytuacje nie ujdą im "na sucho" - mówi Jerzy Tomzik, dyrektor szkoły.

Maciej Osuch, społeczny rzecznik praw ucznia uważa, że montowaniem kamer w szkołach powinni się zająć specjaliści. - Wieszanie kamer gdziekolwiek, to nieporozumienie - mówi. Jest przeciwnikiem monitorowania wnętrza szkół. - Kamery powinny pilnować porządku wyłącznie na zewnątrz szkoły - dodaje.

O tym, że uczniowie czasami nie traktują poważnie pomysłów dorosłych świadczy pewne zdarzenie z Zawiercia. - W jednej szkole... ukradli kamerę. Mieli jednak pecha, ponieważ zostali nagrani - wspominają w Urzędzie Miasta.
Współpraca MSZ, ŁUG, ZIELA, MCH, KN, MAO, JAC, LIS, JS, ZM, MANO, JOL, JH

Bat na niesfornych uczniów

Rozmowa z Piotrem Badochą, dyrektorem Zespołu Szkół Ogólnokształcących nr 5 w Gliwicach

W szkole od trzech lat są zamontowane 24 kamery, z czego większość w gimnazjum. Sprawdzają się?
Na początku roku szkolnego przypominamy uczniom, że ich mniejsze oraz większe występki mogą zostać zarejestrowane. Zazwyczaj obraz służy jako dowód po fakcie. Można do niego dotrzeć, bo przez 30 dni jest archiwizowany.

W jakich okolicznościach monitoring przydaje się?
Jako dowód dla rodziców lub uczniów. Sięgnęliśmy po niego, gdy okazało się, że jeden z uczniów spacerował po gzymsie budynku. Choć się wypierał, udowodniliśmy mu, że było inaczej. Monitoring jest także batem na nauczycieli. Mogę im w ten sposób udowodnić, że się spóźnili na zajęcia lub podczas przerwy nie było ich tam, gdzie być powinni. Znacznie bardziej potrzebne byłyby jednak kamery zewnętrzne. Wokół szkoły są ogólnodostępne boiska. Warto byłoby wiedzieć, co się na nich dzieje wieczorami. JH

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto