Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stara gwardia bierze władzę w PiS

Piotr Zaremba
Prawo i Sprawiedliwość ma nowe władze. Wiceprezesami partii zostali Adam Lipiński, Zbigniew Ziobro i Beata Szydło. Na szefa klubu PiS został rekomendowany Mariusz Błaszczak, a na wicemarszałka Sejmu - Marek Kuchciński.

Zakon PC wziął wszystko - tak można streścić sens personalnych decyzji podjętych na sobotniej radzie politycznej PiS. Jarosław Kaczyński przeforsował zawężenie komitetu politycznego, czyli faktycznego kierownictwa partii, z 21 do 11 osób. W jego skład weszli nieomal sami starzy druhowie lidera, współpracujący z nim od lat. Ich przeciwnicy w partyjnych rozgrywkach zaczęli ich ostatnio nazywać "talibami". Tylko dwie osoby nie wywodzą się z tego grona: Zbigniew Ziobro i nieznana posłanka z Małopolski Beata Szydło.

Część starej gwardii była schowana podczas kampanii, choć np. Joachim Brudziński i Lipiński działali aktywnie w sztabie. Zarazem w sobotę nie awansowała żadna z kampanijnych twarzy. Przede wszystkim szefowa sztabu Joanna Kluzik-Rostkowska, którą typowano na wiceprezesa PiS, a wcześniej na szefa klubu lub wicemarszałka.

- Nie jest tak, że nie zostałam doceniona. To ja odmówiłam przyjęcia stanowiska - powiedziała nam Kluzik-Rostkowska. Dlaczego? Posłanka odmówiła komentarza.

Jej koledzy okazali się bardziej rozmowni. Jak udało nam się ustalić, już kilka dni temu Kaczyński oferował Kluzik-Rostkowskiej funkcję wiceprezesa. Miała być jednak jedynym rodzynkiem w komitecie złożonym ze starej gwardii. Odmówiła, argumentując, że nie chce uwiarygadniać linii, na którą nie ma wpływu. Jak tłumaczy poseł PiS: - Jarek chce mieć przy sobie wyłącznie tych, którzy myślą jak on. Którzy akceptują nie tylko ten sam kierunek polityczny, ale też twardy język. Różnica choćby w tonie jest dla niego osłabianiem spoistości partii. Nieprzypadkowo zdecydował, że Joasia nie będzie wicemarszałkiem. Przyjął tezę "talibów", że ma ona za dobre stosunki z politykami PO, więc nie będzie wobec nich twarda.

Są i dalej idące interpretacje. - Kaczyński ma dziś wyjątkowo mocną pozycję, ale jest przekonany, że jego przywództwu za rok mogą zagrażać w istocie słabi, rozproszeni "liberałowie". Podejrzewa ich o pomysł na koalicję z PO - relacjonuje znaczący polityk tej partii.

Sam Kaczyński nawoływał podczas rady do większej twardości. A na konferencji prasowej tłumaczył: "ogromnie ważne jest sprawdzenie się polityka także w trudniejszych warunkach". - Te wszystkie osoby, które znalazły się w kierownictwie partii, mają tego rodzaju doświadczenia - powiedział. Dodał, że nie można być w kierownictwie "tylko na zasadzie, że się jest chwalonym, lubianym, a ci inni to są be, a ja to jestem dobry. (...) Trzeba przejść troszkę przez ogień, kilka razy mocno po głowie dostać". To była zawoalowana krytyka lubianej przez media Kluzik-Rostkowskiej, a pochwała Zakonu PC, który towarzyszył mu przez lata, także w trudnych czasach.

W efekcie PiS zgłosi na wicemarszałka Marka Kuchcińskiego, który w pełni akceptuje wojowniczy ton prezesa, a nawet do niego zachęca. Szefem klubu ma zostać Mariusz Błaszczak, popularniejszy w partii od Kuchcińskiego, ale traktujący Kaczyńskiego jako przełożonego, a nie partnera do dyskusji.
Z komitetu wypadło kilka innych znanych postaci, reprezentujących różne nurty, ale spoza Zakonu PC - od Jacka Kurskiego poprzez Michała Kamińskiego i Adama Bielana po Pawła Kowala. W teorii Kaczyński łudzi ich, że mogą wrócić, komitet ma być bowiem na powrót poszerzony po wyborach samorządowych. - Jak ktoś zasłuży, może wróci, a może nie - komentuje szyderczo poseł PiS.

- Jeżeli ktoś będzie trzymał się linii naszej partii, to będzie przedmiotem ataku. Nie chcę pani Joannie stwarzać dyskomfortowych warunków, ale chodzi o to, żeby była w stanie bronić naszych racji - takimi słowami Jarosław Kaczyński skwitował po radzie politycznej PiS faktyczne rozstanie z Joanną Kluzik-Rostkowską, niegdyś swoją ulubioną posłanką.

Jeszcze dwa dni temu twarde wystąpienia prezesa w sprawie tragedii smoleńskiej czy zrobienie Antoniego Macierewicza szefem poselskiego zespołu do zbadania tej katastrofy wydawały się do pogodzenia z awansem postaci, które miały duży wpływ na kampanię. I których łagodny język mógł przynieść Kaczyńskiemu poparcie umiarkowanych wielkomiejskich wyborców. Mowa nie tylko o Kluzik-Rostkowskiej, ale też o Elżbiecie Jakubiak, Pawle Poncyljuszu czy Pawle Kowalu.

Prezes postawił na scenariusz wojenny. Swoich starych druhów, którzy towarzyszą mu na ogół od początku lat 90., zachwala jako tych, którzy są przygotowani na medialne ataki. Nie wszyscy oni słyną - jak Joachim Brudziński - z wojowniczych wypowiedzi. Ale cechą "zakonników" nazywanych zbiorczo "talibami" jest gotowość do bezwzględnego dostosowania się do tonu prezesa. Oni nawet barwą głosu nie zdystansują się od jego wypowiedzi. Choć jest postać, która wydaje się profitentem tej zmiany. Zbigniew Ziobro to jedyny dawny członek władz spoza PC i jedyny z młodszego pokolenia, który przetrwał "czystkę". Jego twardy język i związki z Radiem Maryja pasują do nowego kursu. Kaczyński do niedawna mu nie ufał. Czyżby to zapowiedź zmiany ich relacji?

Lipiński: Mamy obowiązek pytać o Smoleńsk

Z Adamem Lipińskim, wiceprezesem PiS, rozmawia Dorota Kowalska
Więc co, jednak powrót "talibanu"? W komitecie politycznym zostali starzy wyjadacze, ludzie Porozumienia Centrum.
Nie rozumiem sformułowania "taliban". Wiem, że dziennikarze określają tym mianem niektórych działaczy Prawa i Sprawiedliwości, ale nie wiem, według jakiego klucza.

Już wyjaśniam: "taliban" to ta konserwatywna część PiS.
Według propozycji Jarosława Kaczyńskiego komitet polityczny ma być niedługo rozszerzony o pewną grupę ludzi. Natomiast faktem jest, że nasze doświadczenie prac w komitecie w ciągu ostatnich kilku lat uczy, iż komitet był zdecydowanie zbyt szeroki i dlatego stał się ciałem mniej mobilnym. Ale z tego, co powiedział prezes Kaczyński, wynika, że komitet, który teraz liczy ok. 10 osób, ma być znacznie poszerzony.

Tyle że dzisiaj w tej ścisłej grupie zostali starzy współpracownicy prezesa Jarosława Kaczyńskiego uważani za tych najbardziej konserwatywnych.
Chyba nie konserwatywnych, ale o długim stażu. Bo nie wyobrażam sobie, aby do mnie pasowało sformułowanie "człowiek o zdecydowanych poglądach konserwatywnych".

Ale zaprawiony w bojach pan jest. A jak mówi prezes Kaczyński, trzeba szykować się na wojnę.
Coś w tym może być. Istotnie, po wyborach, w debacie pojawiła się kwestia tragedii smoleńskiej. Myśmy tę kwestię oczywiście poruszyli i rozpoczął się na nas bardzo ostry atak. Ten atak na pewno będzie kontynuowany. Bo pomysł Platformy jest taki, abyśmy się całkowicie odsunęli od monitorowania tragedii smoleńskiej, a my tego nie zrobimy. Po pierwsze, dlatego że mamy taki obowiązek polityczny, po drugie, dlatego że mamy takie zobowiązanie moralne. Nie odejdziemy od tego tematu, a jak od niego nie odejdziemy, to przewiduję, iż atak na nas będzie się nasilał, będzie miał coraz większą intensywność. A w takich sytuacjach są potrzebni ludzie o stalowych nerwach.

Czyli szykujecie się na wojnę?
Szykujemy się na atak Platformy, więc będziemy się bronić. I będziemy zadawać trudne pytania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto