Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ślonsko godka jest cool

Katarzyna Piotrowiak
Mirosław Syniawa, jeden z twórców ślabikorza zauważa, że coraz więcej osób świadomie pielęgnuje w domu śląski język.
Mirosław Syniawa, jeden z twórców ślabikorza zauważa, że coraz więcej osób świadomie pielęgnuje w domu śląski język. fot. Arkadiusz Gola.
Jeśli mowa śląska nie wyjdzie poza klopsztangę i hasiok, to za kilka lat niewiele z niej pozostanie - mówi Mirosław Syniawa, jeden z twórców ślabikorza, czyli śląskiego elementarza, w rozmowie z Katarzyną Piotrowiak.

Ilu jest jeszcze ludzi, którzy potrafią godać? Nie słychać ich na ulicach. Może to już wymarły gatunek.
Tego się zliczyć nie da, ale w spisie powszechnym 56 tys. osób deklarowało, że na co dzień używa mowy swoich dziadków. Sam mieszkam w Chorzowie Starym i u nas sprzedawczynie wszystko rozumieją. Wiedzą co to oberiba. Niedawno byłem nawet świadkiem jak piętnastolatek wszedł do sklepu, podszedł do lady i poprosił :
"Dejcie mi trzi tomaty". Ekspedientka od razu zaskoczyła. U mnie w pracy w elektrociepłowni językiem komunikacji też jest śląszczyzna, chociaż średnia tych, co godajom oscyluje wokół pięćdziesiątki.

A w domu?
Wszyscy pielęgnujemy śląską mowę. Żona, dzieci, matka oraz wielu moich znajomych. Co innego w szkole. Wiem, że na lekcjach to się raczej nie zdarza. Kaszubom dziesięć lat zajęła kodyfikacja języka.

Czy na Górnym Śląsku za dziesięć lat będzie miał jeszcze kto godać, skoro dopiero doczekaliśmy się pierwszego ślabikorza dla najmłodszych?
Zauważyłem, że wiele osób zaczyna świadomie pielęgnować śląską mowę. To wspaniałe. Oczywiście bardzo by nam w tym pomogło powołanie Instytutu Śląskiego, ale jak na razie nie można się doczekać. Brakuje chyba siły przebicia, podczas gdy Opolszczyzna o wiele lepiej sobie radzi.

Skoro tylko 56 tys. autochtonów godo, to tak jakby godało jedno średniej wielkości miasto. Może młodzi nie garną się do gwary, bo jej się wstydzą?
Wszystko zależy od tego, co i kto z domu wyniesie oraz w jakim środowisku się obraca. Znam wielu młodych, którzy naprawdę fajnie i poprawnie godajom. Nie mieszają różnych systemów językowych. Ślonsko godka tyż może być cool. Myślę, że trzeba zmienić myślenie.

Co to znaczy godać poprawnie?
Wiadomo, że są jakieś prawidła, nawet jeśli nie zostały spisane, tak jak jest to w przypadku śląskiej mowy. Wstępnie udało się już coś zrobić, ale nie można mówić, że zakończyła się kodyfikacja. Przed nami jeszcze daleka droga. Problemy podobne do naszych występują w całej Europie - w Asturii i Katalonii ludziom też mieszają się systemy językowe i mówią, mieszając własny język z hiszpańskim. Mowa śląska jest też bardzo zróżnicowana, gdyby tak się zastanowić, to można zliczyć jej kilkadziesiąt odmian. W Chorzowie Starym kiedyś zamiast czopka godało się copka. Była to charakterystyczna cecha pogranicza śląsko-małopolskiego.

Co zostało do tej pory zrobione dla usystematyzowania śląskiej mowy?
Zakończyły się wstępne i bardzo skomplikowane prace nad ortografią śląską. Teraz byłby czas na gramatykę i słownik normatywny - gotowość do pracy na nimi zadeklarował już prof. Bogusław Wyderka z Opola.

W ostatnich latach wydano przynajmniej kilka słowników. Są złe?
Nie, jednak są to prace w większości amatorskie. Nam jednak zależy na kodyfikacji, czyli ustaleniu stałych reguł. Elementarz, czyli ślabikorz, to dopiero początek. Nazwa tego elementarza wzięła się stąd, że w śląskiej mowie "ślabikować", znaczy sylabizować. Mój starzik tyż tak godoł.

Czy ze ślabikorza można się nauczyć godać?
Raczej nie. To jest książka dla dzieci, żeby mogły poczytać, pobawić się. Osobie, która chciałaby się z niej nauczyć godki, potrzebny byłby słowniczek. O takim słowniczku, wzorem Kaszubów, już myślimy. A skoro mowa o Kaszubach, to mamy sporo podobnych słów, jak gardina (firana), biksa (puszka), tasza (torba), cug (pociąg). To wpływ języka niemieckiego.

Coraz częściej ludzi złości nazywanie śląszczyzny gwarą. Mają rację?
Gwara ma dość dobrą definicję naukową. Oznacza mowę, która funkcjonuje na stosunkowo niewielkim obszarze i ma cechy różniące ją od innych. To taka mała językowa jednostka terytorialna. Zgodnie z definicją, gwary tworzą narzecza, a te dialekty. Określenie gwara śląska jest więc czymś ogólnym i wielce nieprecyzyjnym, bo może zostać odczytane jako zarzut, że skoro to tylko gwara, to nie zasługuje na miano języka. I tak z neutralnego pojęcia naukowego robi nam się określenie wyraźnie negatywne.

A narażanie gwary na śmieszność?
Ludzie generalnie śmieją się z inności. Mamy zresztą w mowie śląskiej wiele takich słów, które wydają się zabawne. Na przykład: pieron. Mało kto wie, że ponad sto lat temu, to było najgorsze przekleństwo, jakie można było tutaj usłyszeć. Zachowały się nawet teksty z minionego stulecia pisane przez prostych ludzi. Kiedy nie mieli odwagi napisać "ty pieronie", w listach widniało tylko "ty pie...". Przypuszczam, że niejeden po użyciu tego określenia musiał się gibko spowiadać. Są nawet takie teksty, w których księża bardzo narzekają na "pieronowanie" niektórych Ślązaków. "Pieron" był do tego stopnia znany, że francuska armia, która w latach 1919-1920 stacjonowała na Śląsku w czasach powstań śląskich, nazywała naszych "les pierones". Z języka francuskiego zaczerpnęliśmy trochę słów: bifyj (kredens), glazyjki (rękawiczki), antryj (przedpokój), szeslong (leżanka).
Najciekawszą pozostałością po Francuzach są jednak "fizymatynta". To mało precyzyjne określenie czegoś skomplikowanego.

Skąd się to wzięło?
Różnie się to interpretuje.
Niektórzy podejrzewają, że ma to związek z żołnierzami napoleońskimi, którzy swoją francuszczyzną zapraszali śląskie panienki do swoich namiotów: "Visites ma tente?", czyli odwiedzisz mój namiot.
Kazimierz Kutz sugerował, że to było odwrotnie. Podobno kiedy nasi byli we Francji i szukali panienek, one im odpowiadały: "Faises ma tante", co miało znaczyć "weź sobie moją ciotkę".

Ślabikorz robi furorę. Cztery tysiące egzemplarzy może nie wystarczyć. Czy będziecie go jeszcze drukować?
Liczba zamówień nas zaskakuje. Wydawałoby się, że przy 56 tys. zdeklarowanych Ślązaków władających śląskim, aż takiego powodzenia nie będzie. Tymczasem dzwonią z całej Polski.

Podobno przy jego pisaniu doradzały wam osoby, które gwary wcale nie znają?
Jedna z nauczycielek doradzała nam od strony dydaktycznej. Bardzo krytycznie odnosiła się do treści czytanek, które zamówiliśmy u różnych autorów. W czytance o pielgrzymce do Piekar Śląskich nie przeszły "blazy", czyli pęcherze na nogach małych pielgrzymów, bo to by oznaczało, że Ślązacy kupują dzieciom za małe buty. Wykreśliliśmy też czytankę o "skokaniu na rzić" do piaskownicy. Nasza doradczyni uznała, że zachęcanie dzieci do takich niebezpiecznych zabaw nie jest wychowawcze.

Śląski ma szanse na przetrwanie?
Wszystkie języki, których używa niewielka grupa ludzi, skazane są na wymarcie. To powszechne zjawisko na całym świecie. Można jednak hamować jego tempo. Ale jeśli mowa śląska nie wyjdzie poza klopsztangę i hasiok, to za kilka lat rzeczywiście niewiele z niej pozostanie, dlatego musimy zmienić myślenie, młodzi ludzie powinni wiedzieć, że własny język to kwestia prestiżu. W ślabikorzu jest więc po śląsku o Achillesie, przetłumaczyliśmy wiersz z chińskiego, napisaliśmy o Sumerach. W mowie śląskiej można pięknie pisać.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto