Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kibice i dziennikarze witali w stolicy Adama Małysza

Rafał Romaniuk
Kibice na Okęciu powitali naszego superskoczka okrzykami "Adam na prezydenta".
Kibice na Okęciu powitali naszego superskoczka okrzykami "Adam na prezydenta". Fot. Marcin Obara
Do głośnych okrzyków: "Adam na prezydenta", "Nie kończ skakać", "Dziękujemy, że jesteś Polakiem" zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Słyszał je każdy, kto choć raz w życiu był w Zakopanem na konkursie skoków. Ale wczoraj na lotnisku Okęcie w Warszawie, gdzie wylądował nasz podwójny srebrny medalista olimpijski, pojawiły się i te cichsze, acz bardziej zaskakujące wyznania: "Adam, chcę mieć z tobą dzieci". Recytująca te słowa panna, daję głowę, nie miała jeszcze dowodu osobistego!

Oczywiście do małyszomanii, którą dziesięć lat temu zainfekowali się w Polsce wszyscy, bez względu na wiek, zawód czy upodobania, porównać wczorajszego powitania nie można. Ale Orzeł z Wisły wciąż budzi wielkie, wspaniałe emocje.

Na lotnisku Okęcie były tłumy. To nic, że przeważali dziennikarze. Wszystkie stacje - te większe czy mniejsze wysłały po kilka ekip, aby śledzić każdy krok Małysza. Kibiców było mniej, ale i tak wystarczająco dużo, by odśpiewać hymn - to miała być rekompensata dla Adama za to, że nie usłyszał narodowej pieśni w Vancouver. Były i inne wokalne popisy. Starszy pan, jak później nam powiedział, po osiemdziesiątce, odśpiewał swój kawałek a capalla, przygotowany specjalnie na tę okazję.
Gdy wszystkie kamery i mikrofony w oczekiwaniu na mistrza wycelowane były w wejście, w którym pojawiają się podróżni , w hali przylotów niespodziewanie pojawił się Szymon Majewski. Na chwilę odwrócił uwagę. Zaprezentował się jak na niego przystało. Krótkie show gwiazdy TVN-u, tandetne, ale z dystansem do samego siebie, wystarczyło, by kilkanaście kamer skupiło się tylko na nim. Miał sztuczne złote zęby, gogle, płaszcz, różowe elementy, białe skarpetki i sandały. Tylko znanym sobie sposobem, gdy Małysz wreszcie wyszedł do tłumu, Majewski przebił się przez szczelny kordon ochrony i stanął naprzeciw mistrza. Adam uśmiechnął się pod wąsem i przyjął nietypowy prezent. Dostał "medal", taki, jakiego w kolekcji jeszcze nie ma. Majewski zdjął z siebie dwa pęta kiełbasy na sznurku i zawiesił je wicemistrzowi olimpijskiemu na szyi.

- Może zjemy tę kiełbasę po drodze z chłopakami. Już się pytali, czy ich poczęstuję - śmiał się Małysz.

Był wyraźnie wzruszony licznym i głośnym przywitaniem, jednak obyło się bez łez. Uśmiechał się jak osiem lat temu, gdy z Salt Lake City wracał ze srebrnym i brązowym medalem. Tyle że teraz światła kamer odbijały się od dwóch srebrnych krążków. Poza szczęściem wymalowanym na twarzy zmieniło się jednak wiele. I nie tylko dlatego, że nasz mistrz ma już o wiele więcej zmarszczek niż przed laty.

- Ten sukces kosztował mnie więcej pracy niż kiedykolwiek. Lata lecą, coraz trudniej przychodzi mi przygotowanie formy. Ale i ja się zmieniłem. Wiem, jak wykorzystać swoje doświadczenie - mówił Małysz, a w tle góralską melodię przygrywał zespół "Wisła", który przyjechał specjalnie z rodzinnej miejscowości mistrza.
Małysz dojrzał nie tylko sportowo. Przed opuszczeniem Vancouver mówił, że loty, zwłaszcza te kilkunastogodzinne, są dla niego tak męczące, że marzy tylko o tym, by wrócić jak najszybciej do domu. Ale nie grymasił. Po kolei udzielał wywiadów telewizjom. Cierpliwie. I odpowiadał wciąż na te same pytania: czy Ammanna dało się pokonać, czy zamieniłby dwa srebra na jedno złoto... No i na to najważniejsze: czy będzie skakał do olimpiady w Soczi. Gdy to usłyszał, zamknął oczy, zmarszczył brwi i powiedział to samo, co dotychczas. Pożyjemy, zobaczymy.

Skoczek prosto z lotniska pojechał wczoraj do Wisły. - Żona pewnie przygotuje jakiś dobry posiłek. A potem znów na dietkę - dodał na koniec Adam.
Odpoczynku nie będzie zbyt wiele, bo w najbliższym czasie czekają go kolejne konkursy (najbliższe już w weekend w Wiśle, potem w marcu PŚ w Lahti, Kuopio, Lillehammer i Oslo oraz mistrzostwa świata w lotach w Planicy).

Cztery lata temu po igrzyskach w Turynie, gdy Małysz wracał do kraju zniesmaczony i z kłębiącymi się myślami, by kończyć karierę, nikt nie pomyślał, że czeka nas jeszcze na Okęciu taka feta jak wczoraj. Marzyć wolno dalej. Może i ta wczorajsza nie była ostatnia?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na slaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto