Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Janas w kolejce do stanowiska trenera reprezentacji?

Rafał Romaniuk
Pamiętam miny polskich piłkarzy po meczu ostatnich eliminacji mistrzostw świata w Mariborze ze Słowenią. Przegraliśmy 0:3, w powietrzu unosiła się atmosfera beznadziei. Był to koniec ery Leo Beenhakkera, prezes PZPN Grzegorz Lato zwolnił go za pośrednictwem telewizji, a w tym samym czasie Michał Żewłakow i Mariusz Lewandowski kilkadziesiąt metrów dalej zastanawiali się w rozmowach z dziennikarzami, czy po takiej klęsce nie zakończyć reprezentacyjnej kariery.

Przyszedł trener Franciszek Smuda, miał otworzyć nową erę w polskiej piłce, skończyć z upokorzeniami, przedstawiał piękną wizję przygotowań do Euro 2012. Media były zachwycone, bo selekcjonerem został ich złotousty ulubieniec. Środowy mecz z Kamerunem pokazał jednak, że cofnęliśmy się do czasów słoweńskiej klęski.

Wkrótce minie rok, odkąd Smuda prowadzi reprezentację. Nasz trener lubi powtarzać, że czasem zdarza się tak, że z jego budowli wypadnie cegiełka, ale to nie znaczy, że runie cały dom. Problem w tym, że selekcjoner nie wylał jeszcze fundamentów pod budowę swojej drużyny, o czym świadczy dziewięć straconych bramek i żadnej zdobytej w dwóch ostatnich spotkaniach.

Trzeba było widzieć Franza, który na konferencję prasową po spotkaniu z Kamerunem w Szczecinie wchodził jak zbity pies. To już nie był ten sam człowiek, który zagadywał dziennikarzy, dowcipkował, a nawet jak mecz się nie udał, potrafił wmówić widowni, że wszystko jest pod kontrolą.

- Spał pan? - spytaliśmy Smudę dzień później na lotnisku w Szczecinie. Pokręcił głową.

Wiarę tracą też piłkarze. Po klęsce z Kamerunem (0:3) niektórzy nie mogli na siebie patrzeć i wymeldowali się z hotelu, w którym mieszkała reprezentacja. Rzadko Jakub Błaszczykowski decyduje się na kontrowersyjne i ostre wypowiedzi. W środę mówił wyraźnie wzburzony:

- Każdy gra, jak chce. Gdyby dali każdemu z nas po jednej piłce, może więcej byśmy zwojowali. Szczerze? Nie dziwię się niektórym kibicom, że przed końcowym gwizdkiem opuścili trybuny. Na ich miejscu zrobiłbym pewnie tak samo.

34-letni Michał Żewłakow ma już niejeden siwy włos na głowie, a wciąż pozostaje najlepszym obrońcą naszej drużyny. Na problem braku utalentowanych zawodników po raz pierwszy zwrócił w środę uwagę Smuda. Nie mamy dziś piłkarzy nawet przez małe "p", co pokazały ostatnie występy polskich drużyn w europejskich pucharach. I na tym analizę można by skończyć, bo Franz coraz częściej powtarza współpracownikom, że z pustego nie naleje nawet Salomon, a co dopiero Smuda.

- Kiedyś otwierałem gazetę i tylko z samej lektury można było wybrać piłkarzy. Teraz po lidze jeżdżę i ze świecą szukam. Nie znajduję - mówił selekcjoner.
Smuda stąpa jednak po cienkim lodzie. Polski piłkarz tak już jest skonstruowany, że gdy słyszy złą opinię na swój temat wypowiedzianą w mediach przez trenera, jego motywacja drastycznie spada. Wiadomo było też, że raczej prędzej niż później tanie sztuczki motywacyjne Franza spowszednieją naszym zawodnikom.
We wrześniu naszych piłkarzy czekają dwa kolejne mecze: z Ukrainą i Australią. Tylko na pozór bez znaczenia. Już nie na żarty niektórzy członkowie zarządu PZPN zastanawiają się, czy powierzenie kadry Smudzie było dobrym posunięciem. Dwie porażki mogą spowodować jeszcze większy ferment.

W środowisku już krąży plotka, że reprezentację na Euro 2012, gdyby Franzowi powinęła się noga, mógłby poprowadzić Paweł Janas.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dni Lawinowo-Skiturowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto