Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bytom: Bristol Cafe po remoncie. Hotel jeszcze przed

Magdalena Nowacka-Goik
Bytom: Bristol Cafe po remoncie. Hotel jeszcze przed

Cafe Bristol w starym i...nowym stylu. Nocowali tu Jan Kiepura, Karin Stanek, Natalia Kukulska. Teraz hotel Bristol przy Dworcowej przechodzi metamorfozę. Jest już odnowiona kawiarnia, przed nami kolejny etap remontu

Dworcowa, nr 16. To tu, przy głównym deptaku, stoi kultowy hotel "Bristol". Kultowy, bo gościło tu wiele sław. Kultowy, bo w zabytkowym budynku. Kiedyś chluba Bytomia - jego historia to już 157 lat! Po latach świetności, trochę stracił na popularności. I choć nadal działa, to prosił się o zmiany. Teraz ich doczeka. Pierwsza to metamorfoza kawiarni. Cafe Bristol zaprasza już w tym miesiącu
Historia hotelu sięga XIX wieku, a dokładnie 1858 roku. Pierwotnie hotel stał przy Dworcowej 34 i nazywał się "Sanssouci". Nazwa została zapożyczona z poczdamskiej rezydencji Fryderyka II, króla pruskiego. Około 1897 pojawiła się jego druga nazwa, "Kaiserhof"(Cesarski Dwór). Był miejscem wielu imprez i przyjęć, rautów i bali karnawałowych. Miał dwie sale bankietowe, a w 1910 dobudowano salę kinową. W obszernym ogrodzie na tyłach hotelu odbywały się pokazy sztucznych ogni.

Jak podaje w jednej ze swoich książek historyk Małgorzata Kaganiec, w 1926 pomieszczenia parterowe zajmował wielki skład cygar. Co ciekawe - skład zostanie przywrócony.
Gościły tu gwiazdy sceny, aktorzy, piosenkarze. Podobno bywał tu Jan Kiepura, na pewno był Karol Szymanowski. W 1927 roku miał koncert w Operze Śląskiej, po którym zorganizowano wielki raut w Bristolu właśnie. Po emigracji, przyjeżdżając w odwiedziny, pokój wynajmowała tu piosenkarka, która na stałe wyjechała do Niemiec, czyli Karin Stanek. Zaglądali tu Zenon Laskowik i Natalia Kukulska, podobno także mama artystki Anna Jantar, Jan Pietrzak i Irena Jarocka. W pokojach hotelowych spotkać można było obywateli Japonii, Izraela, Ekwadoru, USA. Był także misjonarz z Peru i zakonnik z Opactwa Benedyktynów w Tyńcu. Najczęściej przyjeżdżają tu goście z Niemiec.

Wizytówką hotelu jest kawiarnia. Dzisiaj odmieniona. Dalej w klimacie sprzed lat, ale w nowszej, bardziej nowoczesnej formie. Bo co tu kryć - był PRL. Zlikwidowano przeszklenie, zmieniono meble i kolorystykę. Zamiast kamelu i brązu, mamy biel i błękit berliński. Odnowiona sztukateria i poszerzona sala główna (poprzez lożę), w głębi której mamy fototapetę, dającą złudzenie przedłużenia kawiarni. W powietrzu już unosi się zapach świeżo zaparzonej kawy i tortu szwarcwaldzkiego. Ronald Cybulski, nowy współwłaściciel tego miejsca, to pasjonat i wizjoner, ale też doświadczony biznesmen. Ma hotel w Dąbrowie Górniczej, drugi w Bukowinie Tatrzańskiej, pensjonat w Szczyrku. Na kupno Bristolu" zdecydował się, bo widzi tu potencjał i możliwości. A do samego miasta ma sentyment, bo tu się urodził. W menu znajdą się kawy smakowe i drinki kawowe, poza tortem nie zabraknie też innych wyrobów cukierniczych i deserów. Będą domowe miodowniki i wuzetki. Także soki i dobre alkohole. Wszystko ma być w przystępnych cenach. To ma być miejsce także dla mamy, która wyszła na spacer z dzieckiem czy starszych państwa. Stąd pakiety senioralne czy dla rodzin. W dalszej kolejności planowane są też pakiety lunchowe. Nie zabraknie regału z książkami i kącika z prasą. A jeśli ktoś będzie chciał wieczorem obejrzeć mecz przy brandy - będzie i telewizor.

Prace ruszyły przed świętami Bożego Narodzenia i już widać efekty. - Uczciwie postawiłem sprawę osobom, które tu już pracowały, że będzie pot, krew, zanim wyjdziemy na prostą. Nie mieliśmy ekipy kawiarnianej, bo odeszła, ale udało nam się zyskać osobę, która ma duże doświadczenie w tym zakresie. Pozostało dobrać architekta wnętrza i utrzymać kadrę hotelu, bo nie przerwaliśmy usług, chociaż ograniczyliśmy. Ale wiedzieliśmy, że przerwać nie możemy, bo jeśli stracimy ostatniego gościa, trudno będzie ich przyciągnąć później - mówi pan Ronald. Dawną kawiarnię dzieliło szklane przepierzenie. - Mieliśmy świadomość, że nie zrobimy tu nic sensownego, poza odnowieniem ścian, jeśli się tego nie pozbędziemy. A my chcieliśmy żeby ten hotel zyskał drugą młodość. Tę historię, którą w sobie ma, należy pielęgnować, ale trzeba też ją w pewnym sensie odbudować, począwszy od dachu i elewacji - mówi właściciel.

Projektantka zgodziła się na otwarcie i połączenie przestrzeni. Nie było problemu ze strony konserwatora zabytków. Trzeba było zadbać o wyrównanie poziomów, w czym pomógł kwietnik z naturalna roślinnością. Wymieniono szyby. - Część lobby jest oryginalna, część kawiarnianą chcieliśmy zgodzić właśnie z tamtą częścią. Udało się - mówi pan Ronald. Przez otwarcie zyskali dodatkową przestrzeń. Nowy właściciel, żeby nadać nieco kameralności, zdecydował się nieco obniżyć sufit. Trzeba było też zadbać o ściany. Okazało się, że od ponad 90 lat nie były konserwowane. - Nakładanie farby na farbę, czy tapety na tapetę, to nie jest konserwacja - podkreśla pan Ronald. W drugiej części sali była przybudówka. Niczemu nie służyła. Po jej zburzeniu zbadano ścianę i okazało się, że jest za nią pusto. Nie było tego na planach. - Ktoś wcześniej tę część ściany zamurował ujmując około 4 metrów. Ta wnęka będzie pełnić rolę scenki prezentacji artystycznych - pokazuje pan Ronald.

Zmiany w kawiarni to początek . Kolejny poważny etap remontu - w lipcu. Pojawi się skład cygar i skład win (będzie je można mieć na dowóz). - Wszystko uzgadniamy z konserwatorem zabytków. Wiosną natomiast będziemy zajmować się elewacją fasady czołowej i wymieniać dach , no a potem już przymiarki do remontu sali szermierczo-balowej. Mamy nadzieję, że przyciągniemy do niej nowożeńców - mówi pan Ronald. Hotel jest na 50 osób, ale plany są na 120. - Zależy nam też na przyciągnięciu gości zagranicznych, z Niemiec czy Austrii. Wszak Bytom był kiedyś nazywany "małym Wiedniem" czy "małym Berlinem". A obsługa mówi po niemiecku - podkreśla pan Ronald.

Nad wszystkim czuwa duch generała?
Na trzecim piętrze, w okolicach pokoju 351 , który zajmuje właściciel …straszy. Słychać ewidentne męskie kroki, a osoby... nie widać. Aczkolwiek duch hotelu raczej życzliwie jest nastawiony do zmian. Daje tylko znaki, że bacznie je obserwuje.
- To było na początku remontu. Wtedy nie było jeszcze telefonów w pokojach, bo byliśmy przed wymianą centrali telefonicznej. Noc. Nagle słyszę męskie, zdecydowane i głośne kroki. Umilkły przed moim pokojem. Otworzyłem, myśląc, że może to ktoś z pracowników z pilną sprawą. Nikogo nie było. Zjechałem na dół. Pytam się w recepcji, czy może przyjechał ktoś z rezerwacji, recepcjonistka odpowiada , że nikogo nie ma. Wróciłem. Drzwi zamknięte. Klucza nie mam. Na szczęście okazało się, że zostawiłem go w recepcji – opowiada właściciel.
Kilka dni później dowiedział się, że właśnie w okolicy tego pokoju w latach 50. Jakiś pułkownik czy może nawet generał radziecki, popełnił samobójstwo. - Czy po pijanemu za malwersacje, czy z miłości, tego nie wiadomo. Skojarzyłem to z nocną sytuacją. Być może duch hotelowy chciał się zapoznać – śmieje się pan Ronald.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na bytom.naszemiasto.pl Nasze Miasto